-->

Rozdział Ósmy



"Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą"

"Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą"
J. K. Rowling - Harry Potter i Czara Ognia

- Nie przesadziłam? - zapytała, gdy rano zjawił się w jej pokoju w swoim śnieżnobiałym kitlu, z kartą pacjenta w ręku. Draco zatrzymał się w nogach jej łóżka, patrząc na nią uważnym wzrokiem. Twarz Hermiony wyglądała dziś nieco lepiej - nabrała zdrowszych kolorów, a oczy nie wyglądały już na tak przekrwione, jak wczorajszego wieczora. Dzięki działaniom eliksirów, część siniaków zaczęła znikać.

W odpowiedzi przecząco pokiwał głową, spisując z monitora maszyny ciśnienie krwi kobiety. Uśmiechnął się pod nosem, widząc niemal książkowy wynik. Bez słowa podszedł do kobiety ze swoją różdżką, chcąc zmierzyć temperaturę. Natychmiast zauważył, jak jej cała postawa zadrżała. Draco zatrzymał się w połowie ruchu i z kieszeni kitla wyciągnął tradycyjny termometr.

- Rączki do góry - mruknął z uśmiechem, na co Hermiona posłała mu tylko wdzięczny uśmiech, posłusznie jednak wykonując polecenie.

Nie rozumiał jej awersji do magii, jednak zauważył ją już pierwszego dnia tuż po przyjęciu na oddział. Gdy tylko medyk podchodził do niej ze swoją różdżką, jej cała postać sztywniała ze strachu, choć przecież mówiono o niej "najinteligentniejsza czarownica swoich czasów". Starała się to maskować, jednak instynktownych odruchów nie tak łatwo jest ukryć.

- Wiem, jak to wygląda, Draco - powiedziała cicho, kiedy termometr cicho zapiszczał, a mężczyzna wyciągnął go i spisał wynik. - Hermiona Granger uciekająca przed magią, samej ciężki mi w to uwierzyć, ale po tym-.

- Harry zgodził się, bym był twoim Uzdrowicielem - mężczyzna przerwał jej szybko w połowie zdania. - Aurorzy, zgodnie z twoją prośbą nadal nie powiadomili twojego męża, ale nie mają wpływu na to, co opublikuje prasa. Chyba rozumiesz, że w tym przypadku całkiem możliwe jest, że Weasley jest już w drodze.

Hermiona zadrżała, jednak potulnie kiwnęła głową.

- Draco - zaczęła, jednak zatrzymała się, nie będąc pewna tego, co chce i powinna powiedzieć w tamtej chwili.

- Nie wiem, co jest między wami i czemu nalegałaś, by go nie informować - powiedział szybko, notując coś w karcie, - ale wiem, że w nocy, kiedy dałaś ten piękny popis gry autorskiej krzyczałaś "Ron przestań" i myślę również, że wiem, kto cię tu wysłał, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy.

Draco podniósł wzrok, umiejscawiając go w postaci kobiety przed nim. Usta brunetki były szeroko otwarte, a jej dłonie drżały niekontrolowanie. Wzrok utkwiony miała w śnieżnobiałej pościeli.

- Hermiono - zaczął, jednak urwał, gdy usłyszeli wrzaski dochodzące z recepcji. Hermiona posłała mężczyźnie błagające spojrzenie. Draco wybiegł na zewnątrz.

-X-

Nie poinformowali go! Na Merlina, przecież jest jej pieprzonym mężem i nikt, absolutnie nikt nie raczył go poinformować, że jego żona została odnaleziona. Że jest cała i zdrowa. Dowiedział się z Proroka - jak jakiś obcy. Jakby zupełnie nic nie znaczył.

Rona przepełniała wściekłość. Jak oni śmieli potraktować go w ten sposób, jak jakiegoś przechodnia na ulicy, a nie zatroskanego męża, który umierał w domu ze strachu. I jeszcze ten pieprzony Potter, którego uznano za jej głównego opiekuna. POTTERA. Jakby wcale nie była mężatką.

Wparował do szpitala, ignorując ostrzeżenia Aurorów - a niech rzucą w niego klątwą, już on im załatwi natychmiastowe zwolnienie ze służby w Wizengamocie. Ron Weasley to nie byle czarodziej, nim się nie pomiata i nie rzuca się w niego klątwami. W końcu pokonał Czarnego Pana! Niszczył horkruksy! A teraz był jednym z lepszych adwokatów, jakie Wizengamot kiedykolwiek widział. Niech tylko spróbują go zatrzymać, już on im pokaże!

Kiedy tylko zauważyli go Uzdrowiciele - natychmiast powstał raban. Każdy nagle udawał, że jest czymś bardzo zajęty i to zachowanie drażniło Rona. Nie po to przyszedł tutaj bez śniadania, żeby teraz być ignorowanym. Tylko jedna z pielęgniarek, bez wzruszenia spoglądała w jego stronę zza biurka recepcyjnego. Podszedł do niej hardym krokiem, mającym mówić "lepiej ze mną nie zadzieraj i rób co mówię". Miał nadzieję, że równie łatwo jak na Hermionę, podziała też i na nią.

- Słucham? - mruknęła kobieta, obojętnie patrząc w ekran monitora. Ron zerknął na komputer i wzdrygnął się. Nie rozumiał tej wszechobecnej potrzeby emancypowania mugolską technologią. Owszem, sam jej czasem używał - od kilku lat nie wyobrażał sobie życia bez telefonu komórkowego - jednak uważał, że są pewne dziedziny magii, które nie powinny być skażone mugolskimi wynalazkami, takie jak właśnie medycyna.

- Hermiona Weasley - warknął tylko. Był pewien, że kobieta za ladą zrozumie ten przekaz bez słów.
Tymczasem ona - bezczelna, otyła kwoka w żółwim tempie zaczęła wpisywać jakieś dane do swojego komputera, po czym spojrzała na niego i zaprzeczyła ruchem głowy.
 
- Przykro mi - powiedziała obojętnym tonem. - W naszym rejestrze nie mamy takiej pacjentki.
Ron warknął, uderzając pięścią w dzielący ich blat. Gdyby tylko mógł, złapał by tę kwokę za włosy i rzucił nią o ścianę. Już on by znalazł Hermionę sam, bez ich pomocy! Nie mógł jednak tego zrobić, zbyt wiele oczu patrzyło w jego kierunku - czujnie, obserwując każdy ruch. Stado padlinożernych dziennikarzy i sztab aurorów broniących wejścia do każdego z korytarzy - jeden fałszywy ruch i pomimo statusu bohatera Ron pożałuje swoich akcji.

Z jednej strony był tego świadom. Żaden status nie był w stanie obronić go na dłuższą metę. Jednak wiedział też, że jeśli z jego głowy spadnie choćby najkrótszy włosek - zniszczy każdą jedną osobę w sądzie. Był do tego zdolny. Ron, po wszystkim co przeżył, nie znał skrupułów. W końcu przez wszystkie najmłodsze lata poświęcał się dla ogółu, czas by ten magiczny świat mu się wreszcie odpłacił.

- Na twoim miejscu sprawdziłbym to jeszcze raz, bo jak nie-.

- Weasley, mniemam, że jako adwokat jesteś świadom tego, że groźby są karalne - czyjś lodowaty ton przerwał mu w połowie zdania. Ron odwrócił przepełniony gniewem wzrok.

Świat wyraźnie z niego kpił.

- Malfoy - warknął chłodno, uważnie przyglądając się mężczyźnie. - Nie wiedziałem, że śmierciożercom pozwala się legalnie zabijać w szpitalach.

Draco zignorował jego uszczypliwość, prychając tylko pod nosem, a Rona niemal szlak trafił. Nie pozwoli mu wygrać, nie tym razem.

- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z kim rozmawiasz - warknął rudowłosy, podchodząc do mężczyzny w kitlu. Ten jednak stał nadal bez ruchu, niewzruszony. Nie takiej reakcji Ron się spodziewał. Nie po tym, jakie wspomnienie Malfoya miał ze szkoły i czasów wojny. Tchórzliwa fretka, robiąca wszystko, by przetrwać.

- Och, ależ skąd - odpowiedział blondyn, spokojnym tonem. - Doskonale wiem, z kim rozmawiam. Problem w tym, Weasley, że to nie jest twoja sala sądowa. Tutaj, chcesz czy nie, jesteś takim samym szarym robaczkiem, jak każdy inny i o ile nie zamierzasz się uspokoić, to zaraz wyprowadzi cię ochrona.

Ron uniósł wysoko brwi, patrząc na mężczyznę ze zdziwieniem. Pieprzony Malfoy.

- Hermiona - warknął w odpowiedzi.

Draco założył dłonie na piersiach, stając w lekkim rozkroku. Obrzucił Rona spojrzeniem pełnym pogardy, a w mężczyźnie aż się zagotowało ze złości. Gdyby nie ci wszyscy Aurorzy wokół - rudowłosy już dawno rozkwasił by mu tą śliczną buźkę i zmiótł jednym ciosem ten pogardliwy uśmieszek z twarzy.

Draco patrzył na Rona wzrokiem, który - miał nadzieję - mówił mu, że on wie. Że nic się przed nim nie ukryje i ta parszywa, ruda pluskwa może udawać ile chce, bo ON WIE. I nic nie powstrzyma go przed tym, by świat poznał całą prawdę.

- Przykro mi, Weasley - powiedział Draco spokojnym tonem. Widział, jak w rudym wszystkie emocje zaczynają wrzeć. - Dopóki nie odbiorę wyników badań, Granger jest pacjentką incognito.

- Weasley - warknął Ron, do Malfoya, który już zaczął odchodzić.

Draco zatrzymał się w połowie kroku, nonszalancko odwracając się w jego kierunku. Ron widział, jak powolnym krokiem podchodzi do niego, trzymając dłonie w kieszeniach swojego kitla.

- Nie według mojej karty - powiedział, nachylając się nad uchem rudowłosego mężczyzny.
Ron nie wytrzymał, łapiąc go za kołnierz kitla i robiąc zamach. Nim jednak blondynowi zdążył choćby włos z głowy spaść, Rona powaliło zaklęcie drętwoty.

Draco otrzepał nonszalancko swój fartuch i poprawił krawat. Nieruchome ciało Rona leżało u jego stóp, sztywne i tylko wściekle poruszające się tęczówki dawały jakikolwiek znak, że czarodziej przed nim nie jest martwy. Blondwłosy mężczyzna kucnął i nachylił się nad unieruchomionym klątwą Ronem.

- Mam nadzieję, że jesteś świadom tego, czym grozi napaść na Uzdrowiciela - mruknął, złowrogim tonem, jednak takim, by słyszał go tylko Ron. - Granger może udawać, że nic nie pamięta tak długo jak chce, ale ja i tak zrobię wszystko, byś gnoju zgnił w celi.

Opętane wściekłością spojrzenie Rona było dla Draco wystarczającą odpowiedzią. Blondyn klepnął lekko nieruchome ciało rudowłosego w ramię, po czym wstał i kiwnął głową w kierunku Aurorów.

- Następnym razem lepiej pilnujcie wejścia - powiedział surowym tonem. - Nie chcę więcej takich niespodzianek.

Odpowiedział mu sztab zamaszyście kiwających głów.

-X-

Nim zaklęcie Drętwoty opuściło jego ciało, pamięć różdżki Rona została już przeanalizowana, a jego nieruchome ciało rzucono na kozetkę celi w sali przesłuchań. Ron kotłował się w środku - jak oni śmieli traktować go w ten sposób.

Zabrali go na przesłuchanie, traktując jak jakiegoś przestępce -skuto mu nadgarstki i zebrano odciski palców. Ron był wściekły - przecież nawet nie dotknął go palcem, ledwie złapał za kołnierz i co? Od razu traktują go jak jakiegoś śmierciożercę, a to przecież Malfoy! Malfoy, który walczył po stronie Czarnego Pana był traktowany jako ofiara. Świat zwariował!

I co to niby miało znaczyć, że już on dopilnuje, by Ron zgnił w celi? Brednie! Ron był niewinny, a Hermionę porwali Śmierciożercy - wiedzieli o tym wszystkim. Ron był dla niej dobrym mężem. Dbał o nią i utrzymywał. Owszem, był porywczy, ale nigdy jej nie skrzywdził! Ten Malfoy, ta parszywa fretka, zapewne wyrządził w ciągu ostatniego tygodnia więcej zła, niż Ron w całym swoim życiu i on ma czelność go oceniać? Co za brednie!

Wypuścili go wieczorem - ciało miał obolałe, opuszki palców ubrudzone tuszem i marzył o prysznicu(kozetka na której leżał śmierdziała przetrawionym alkoholem i moczem, a ponieważ leżał na niej kilka godzin, wszystkie jego ubrania przesiąknięte były tym smrodem).

Jego chód był jednak lekki. Dopóty dopóki Hermiona lojalnie utrzymywała, że niczego nie pamięta - był spokojny. W końcu nikt nie zmusi jej do wniesienia zarzutów. A Hermiona była lojalną żoną - dobrą. Ron wiedział to. Na pewno.

-X-

Kochani,
Miało być więcej, ale ten moment wydawał się odpowiedni by zakończyć ten rozdział. Z dobrych wieści - mój laptop wziął oddech pierwszy raz od dwóch miesięcy i mam nadzieję, że w końcu będzie działał bez przeszkód. Na razie dwa dni udało nam się współpracować bez większych niespodzianek, więc... No tak. W każdym razie nowy maluch jest już też w drodze. Będziemy działać!
Nie był rozdział betowany, więc zapewne są tam jakieś błędy.
Tak czy siak - miłego czytania, mam nadzieję, że nie zawiodłam.
Buziaki!
Ef.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz