-->

Rozdział Piętnasty

 

"Umysł nie jest książką, którą można otworzyć i przeczytać w wolnym czasie."

J. K. Rowling - Harry Potter i Zakon Feniksa


— Garnitur.

Draco uniósł głowę znad opatrywanego rozcięcia na udzie kobiety - było dość głębokie, paskudne i oczywiście zakażone. Było to jedyne słowo, jakie wypowiedziała w jego kierunku, dokąd znalazł ją w Rezydencji, w pokoju, który specjalnie dla niej przygotował, a Misty gorączkowo kręciła się wokół niej i nerwowo pociągała za swoje uszy. Od ich ostatniej rozmowy, Hermiona przestała raczyć go nowymi wymówkami na temat swoich obrażeń. Nie mówiła już, że spadła ze schodów czy uderzyła się o róg szafki w napadzie niezdarności; po prostu siadała i czekała, pokazując - jeśli była w stanie - gdzie znajduje się jej kontuzja. Z jakiegoś dziwnego powodu, Draco uważał to za dobry znak, gdy przestała tłumaczyć Weasleya.

— Hm? — mruknął tylko w odpowiedzi, zupełnie nie rozumiejąc, co Hermiona ma na myśli.

— Masz na sobie garnitur — wyjaśniła, czerwieniejąc na twarzy. — Nigdy wcześniej nie widziałam cię w garniturze.

Draco uniósł brew, zaskoczony jej nagłą obserwacją. — Byłem na pogrzebie — wyjaśnił, mimochodem zauważając, jak twarz Hermiony pokrywa się poczuciem winy. — Zaczęła wdawać się infekcja. jak długo próbowałaś załatać się sama tym razem?

Na twarzy kobiety pojawił się rumieniec. — Trzy dni.

Draco westchnął, z politowaniem kręcąc głową. Nie rozumiał, dlaczego Hermiona nie przyszła do niego od razu. Dlaczego nie wezwała go, czy choćby wysłała sowy z prośbą o poradę. Byli ze sobą już tak bardzo związani tym dziwnym układem, że nie było tu miejsca na wstyd - na Merlina, przecież siedziała teraz przed nim niemal z gołym tyłkiem!

— Byliśmy w Norze, u jego rodziców — Hermiona dodała szeptem, jakby chciała się wytłumaczyć.

To z kolei wprawiło Draco w osłupienie. Rana jak ta, którą kobieta miała na nodze nie powstaje ot tak, przypadkiem i trzeba być prawdziwym idiotą - lub Weasleyem - by jej nie zauważyć. Oczywistym dla niego było, że Hermiona musiała krzywić się z bólu i dyskomfortu, ilekroć siadała czy próbowała wstać. Rozciągane, rozdarte mięśnie, wdająca się infekcja - czegoś takiego nie da się ukryć, nie bez pomocy naprawdę silnych eliksirów przeciwbólowych a te można było dostać tylko od Uzdrowicieli.

— Jego rodzice wiedzą, że ukochany synuś się nad tobą znęca? — wyrwało mu się, nim zdążył ugryźć się w język. Gorzki smak wypowiedzianych słów, niemal natychmiast pojawił się na jego języku. Draco nie lubił tej wersji siebie - nie umiejącej kontrolować własnego gniewu. Niemal natychmiast żałując swych słów, Draco uniósł wzrok znad opatrywanej rany. W zaszklonych oczach kobiety widział tylko ciche błaganie. Miał nadzieję, że w jego własnych widziała przeprosiny.

— Nawet jeśli, to odwracają wzrok — odpowiedziała cichym głosem.

Draco, zamiast odpowiedzi, tylko kiwnął głową. Czując powoli zalewający go gniew na to, jak cholernie niesprawiedliwie los potraktował tę czarownicę, mężczyzna pozwolił Oklumencji opanować jego emocje. Dobrze znany mu chłód zaczął powoli zastępować jego gniew.

Draco odchrząknął cicho i wstał z kolan. Swoje myśli skupiając na ranie, którą musiał opatrzyć, w głowie ułożył listę wszystkich rzeczy, które potrzebował.

Pokój - dawna mała jadalnia - który przetworzył na ich małą salę szpitalną, miał wszystko, czego Draco mógł tylko potrzebować. Na Merlina, gdyby tylko miał taki kaprys, mógłby ją tu nawet operować. Zaklęcia sterylizujące cały czas cichutko buczały w powietrzu, szuflady po brzegi wypełnione były wszystkimi lekami i eliksirami, jakich kiedykolwiek mógłby potrzebować, a na środku pomieszczenia stało profesjonalne łóżku szpitalne, z monitorem serca tuż obok. Z prawej strony łóżka znajdowała się cała ściana wypełniona szufladami z wbudowanym pośrodku biurkiem, by mógł na spokojnie zapisywać wszystkie przeprowadzone zabiegi i podane eliksiry. Z lewej strony z kolei stał rozkładany fotel, na którym Draco mógł wygodnie spać, gdyby kiedyś zaistniała potrzeba całonocnej obserwacji. Był przygotowany na absolutnie wszystko - nawet najgorsze świństwo, z jakim wyskoczyłby Weasley. Draco był dumny z tego pokoju i z tego, ile pracy w niego włożył - samo zdjęcie zaklęć ochronnych z całego budynku tak, by mogła do niego wejść osoba nieczystej krwi zajęło mu kilkanaście godzin. Gdyby tylko jego przodkowie byli tak paranoiczni jeśli chodziło o wpuszczanie wściekłych czarnoksiężników do własnych domów, jak przerażeni byli wizją mugola w ich włościach - życie Draco mogłoby wyglądać całkiem inaczej.

Gdy ponownie uklęknął przed Hermioną, w dłoniach miał kilka eliksirów za pomocą których miał nadzieję zamknąć ranę i kilka środków odkażających.

— Minęło zbyt wiele czasu, bym mógł zszyć rozcięcie mugolskimi sposobami bez zostawiania ogromnej blizny. Jest kilka eliksirów, które chciałbym wypróbować, ale blizna mimo wszystko pozostanie i nie będzie ładna. Kiedy rana się w pełni zagoi, mogę ci napisać skierowanie do mojego znajomego, który jest Estetą, jestem pewien, że będzie w stanie coś zaradzić-.

— Nie trzeba — przerwała mu szybko Hermiona, nerwowo zaciskając palce na krawędzi łóżka.

— To mugol, Granger, żadnej magii.

Hermiona poczerwieniała lekko na twarzy, jednak kiwnęła głową.

-X-

Kiedy tak o tym myślała, Hermiona dochodziła do wniosku, że miała dużo blizn. Kilka z nich było całkiem dużych i widocznych gołym okiem - jak "szlama" wyryte pokrytym czarną magią nożem na jej przedramieniu czy szrama na jej gardle, zadana tym samym narzędziem. Część z nich znali tylko jej najbliżsi - jak pył z ruin Hogwartu, który utkwił w kilku rozcięciach na jej plecach podczas ostatniej bitwy; mieszając się z jej potem i krwią, sprawił, że Hermiona już zawsze będzie nosiła to miejsce ze sobą.

Były też inne blizny - te, których nie widział nikt. Ukrywały się głęboko w jej sercu i wspomnieniach i tylko czasem dawały o sobie znać - gdy Hermiona podskakiwała nerwowo słysząc huk zamykanych drzwi, a zakapturzone sylwetki w czarnych szatach powodowały, że zimny dreszcz przebiegał po jej plecach. Były też oczywiste blizny, o których wiedział każdy - jak to, że Hermiona nie używała magii.

Teraz jednak, patrząc na ranę na swoim udzie, która niedługo miała dołączyć do jej kolekcji, Hermiona w głowie zaczęła zliczać wszystkie nowe blizny, tworząc kompletnie nową kategorię. Blizny Rona. I z przerażeniem stwierdziła, że jest ich więcej.

— Caestus* — usłyszała cichy szept Draco i nawet nie zadrżała na widok jego różdżki. W ciszy obserwowała, jak dłonie mężczyzny pokryły się nową, srebrną poświatą jakby zamknięte za sterylną powłoką. Nie znała tego zaklęcia. Dłonie Malfoya dotykały krawędzi jej rany, jednak miała wrażenie, że była pomiędzy nimi jakaś bariera.

— Co to? — zapytała, gdy ciekawość wzięła górę nad strachem. Hermiona mogła bać się magii, jednak niczego nie łaknęła tak bardzo, jak wiedzy.

— Och — wydukał zaskoczony. — Rękawiczki — dodał, puszczając jej nogę i odkręcił buteleczkę ze środkiem dezynfekującym. Hermiona wciąż czuła ciepło, tam gdzie dotąd były opuszki jego palców. Znikało ono powoli i po raz pierwszy od dawna, Hermiona mimowolnie zatęskniła za czyimś dotykiem.

— Lubię czuć wszystko swoimi dłońmi, mam wtedy większą precyzję. Odkąd Instytut i Mugolska Medycyna się połączyły, bardzo nalegają, żebyśmy nosili te przeklęte lateksowe rękawiczki, ale na Salazara, miałem wrażenie, że niczego nie mogłem w nich wyczuć. Jakby mi ktoś obciął ręce. To będzie szczypać — przerwał, polewając jej ranę środkiem. Hermiona syknęła, gdy tylko płyn dotknął jej skóry i natychmiast zaczął się pienić. — Wymyśliłem więc zaklęcie, żeby ich nie nosić.

Kobieta uśmiechnęła się, pełna podziwu: — Jak to działa?

Oczy Draco zabłysły nowym, nieznanym jej dotąd blaskiem. Z jakiegoś dziwnego powodu, Hermiona poczuła ciepło rozlewające się po jej wnętrzu. Postanowiła zrzucić te nowe uczucie na barki eliksiru, którym Draco właśnie wypełniał rozcięcie na jej nodze.

— To dość fascynujące — przyznał, podnosząc wzrok, gdy czekał aż eliksir wchłonie się w ranę. — Używam swojej magii jako bariery pomiędzy moimi dłońmi, a skórą pacjenta, a ponieważ potrzebne są sterylne warunki, to ten — tu wykonał dłonią ten sam ruch, jakiego wcześniej użył rzucając zaklęcie, — ruch jest taki sam jak w zaklęciu odkażającym, przez co moja magia cały czas oczyszcza moje ręce z wszelkich zarazków, zarówno moich jak i pacjenta. W gruncie rzeczy przez ciągłą dezynfekcję, zaklęcie jest bardziej efektowne niż rękawiczki. Tylko dzięki temu dostałem pozwolenie, by używać go w Instytucie. Nauczyłem go też kilku innych Uzdrowicieli, jeśli dobrze pójdzie, to po opatentowaniu dostępny będzie wszędzie, nie tylko w Wielkiej Brytanii.

Hermiona spoglądała na mężczyznę klęczącego przy jej łóżku i miała ochotę się roześmiać, na absurd tej sytuacji. Draco Malfoy, jej niegdyś wróg, był teraz jedyną osobą, której ufała, by zajął się jej obrażeniami. Pieprzony Draco Malfoy był jedyną osobą, która mogła używać w jej obecności różdżki i nie powodował w niej strachu. A na dodatek, pieprzony Draco Malfoy, wymyślał zaklęcie rewolucjonizujące medycynę. Światopogląd Hermiony chwiał się w swoich posadach. Gdyby jakiś czarodziej powiedział jej kiedyś, że tak będzie wyglądało jej życie, powiedziałaby mu, że spadł z miotły.

— To genialne — przyznała z uśmiechem. — Jesteś genialny.

Draco nie odpowiedział, w pełni skupiony na opatrywaniu jej ran. I tylko delikatny rumieniec, powoli zdobiący jego skupioną twarz, wskazywał na to, że jej komentarz nie pozostał niezauważony. Pracował w ciszy, w pełnym skupieniu. I tylko ich wspólne oddechy i buzujące w pokoju zaklęcie sterylizujące przerywały panującą wokół ciszę.

Kiedy rana Hermiony zakryta była świeżym opatrunkiem, Draco usiadł przy swoim biurku, coś w nim notując. Hermiona w ciszy opuściła swoją sukienkę, z ulgą obserwując brak bólu, gdy powoli stanęła na własnych nogach. Zakładając swój płaszcz i szalik, kobieta wyjrzała za okno - na dworze było już niemal ciemno, a gruba warstwa śniegu pokryła już niemal wszystkie krzewy. Kobieta uśmiechnęła się, mimowolnie. Lubiła zimę.

Draco stanął naprzeciwko niej, w dłoniach trzymając papierową torbę. Wyciągnął ją w kierunku kobiety, a ta niepewnie przyjęła podarunek.

— To bardzo silne eliksiry przeciwbólowe. Będziesz ich potrzebować, gdy rana zacznie się zabliźniać, za około trzy godziny. Eliksir, którego użyłem jest skuteczny, ale jego działanie jest cholernie bolesne. Musi najpierw rozpuścić zakażone tkanki, a dopiero potem zacznie je leczyć i zabliźniać.

Hermiona kiwnęła głową. Chwilę się szamocząc, w końcu udało jej się wcisnąć pakunek do kieszeni swojego płaszcza. W takich chwilach tęskniła za zaklęciami zmniejszającymi.

— Myślę, że dobrze byłoby ją obejrzeć, powiedzmy, jutro o tej samej porze?

— Dobrze — odpowiedziała, kiwając głową. Draco posłał jej uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie, sięgając po własny płaszcz.

To, co Hermiona zrobiła później, było kompletnie poza jej kontrolą. Sama nie wiedziała kiedy jej dłoń wystrzeliła do przodu i chwyciła za rękaw jego płaszcza, ani czemu tak bardzo nie chciała go puścić. Draco stał bez ruchu przez kilka sekund, po czym powoli odwrócił się w jej kierunku. W jego oczach widziała zaskoczenie, a jej serce waliło jak młotem, kiedy otworzyła usta i cicho szepnęła: — Przepraszam. Przykro mi.

Draco zamrugał kilka razy, uważnie przyglądając się stojącej przed nim kobiecie. Jej policzki były zaczerwienione, a wzrok spuszczony. Dłoń wciąż kurczowo zaciskała się na rękawie jego płaszcza. Na Merlina, gdyby to nie była Granger, pomyślałby, że wygląda uroczo.

— Nie rozumiem?

Hermiona westchnęła, wreszcie puszczając jego rękaw. Dłonie kobiety powędrowały do kieszeni jej płaszcza, głęboko się w nich chowając. Kasztanowłosa przestąpiła kilkukrotnie z nogi na nogę, wyraźnie zakłopotana.

— Z powodu pogrzebu — wydukała w końcu, ledwie słyszalnie. — Przepraszam, że cię z niego wyciągnęłam. Przykro mi, że straciłeś kogoś bliskiego.

Draco podrapał się z zakłopotaniem po głowie, po czym wzruszył lekko ramionami. — Prawdę mówiąc, ledwie ją znałem. Matka Astorii zmarła miesiąc temu, dopiero dzisiaj udało nam się zorganizować pogrzeb.

Hermiona kiwnęła głową. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Draco zostawił swoją partnerkę - narzeczoną? - na pogrzebie własnej matki tylko po to, by ją opatrzyć.

— Przepraszam, Astoria musi czuć się okropnie, że ją zostawiłeś. Ja-.

— Myślę, że tego potrzebowała — przerwał jej, nim zdążyła wpaść w plątaninę własnych słów. — Ona i Daphne mają sobie wiele do wyjaśnienia.

— Och.

Draco westchnął, jednak dało się wyczuć w tym lekkie rozbawienie. Gdy owijał się szczelnie szalikiem, Hermiona nie mogła nie zauważyć z jaką gracją poruszały się jego dłonie. Każdy jego mięsień zdawał się działać w harmonii z pozostałymi częściami ciała mężczyzny. Jakby odgrywały swego rodzaju taniec, do tylko im znanej muzyki. To było fascynujące - obserwowanie go, gdy nie zdawał sobie z tego sprawy. Znała jego ruchy, gdy pracował, w skupieniu; gdy ściągał blisko siebie brwi, z poważnym wyrazem twarzy. To jednak - te zwykłe, codzienne czynności - było dla niej czymś nowym i fascynującym, pomagającym jej się zrelaksować. Obserwowanie Draco było tak bardzo różne od obserwowania Rona. Hermiona nie doszukiwała się w mężczyźnie znaków agresji czy nadchodzącego ataku. Bycie z Draco, nawet jeśli była przy tym bardzo poraniona, było jak powiew świeżego powietrza.

— Chodź, Granger — powiedział mężczyzna, oferując jej swoje ramię. — Odprowadzę cię do bramy.

Hermiona niepewnie kiwnęła głową, splatając ich ramiona razem.

-X-

Miała ciepłe dłonie - niemal absurdalnie, zważywszy panujące wokół zimno. Kiedy wydychała powietrze, jej oddech przemieniał się w kłębki gęstej pary. Jej dłoń, delikatnie spoczywająca na jego ramieniu, gdy przekraczali kolejne korytarze Rezydencji, była jak rażący węgiel w porównaniu z chłodem panującym wokół. Draco nie dbał o ogrzewanie Dworu - jedynie pokój Hermiony i skrzydło elfów miały wciąż działające zaklęcia ogrzewające, a dodatkowo Misty lubiła czasem rozpalić płomień w kominku. Pozostała część posiadłości była zimna i martwa - dokładnie taka, jaką Draco chciał, żeby pozostała. Gdyby tylko mógł, Draco zmiótłby ją z powierzchni ziemi i zapomniał, że kiedykolwiek istniała.

Oczywiście, miał dobre wspomnienia związane z jego rodzinnym domem. W ogólnej perspektywie tych złych, wypadały jednak tak blado, że niemal niezauważalnie. Draco nie lubił myśleć o swoim rodzinnym domu i o dzieciństwie, jakie w nim spędził - nawet jeśli kiedyś uważał je za wspaniałe.

Gdziekolwiek spojrzał, widział krew i krzyki, choć w domu nie było nikogo poza nim i Hermioną, a ściany już dawno pokryły się świeżą tapetą. Trzymając jednak czarownicę pod rękę, nie mógł powstrzymać chłodu, jaki powoli ogarniał jego duszę. Oklumencja była jedyną metodą na przejście wszystkich korytarzy tej ogromnej posiadłości. Z perspektywy czasu, mijając kolejne drzwi i zakamarki, Draco żałował, że wybrał pomieszczenie niemal w samym tyle Dworu na pokój dla Hermiony. Z drugiej jednak strony, wybierając je, nie planował nigdy wspólnych spacerów do głównej bramy.

Sam nie wiedział, co mu strzeliło do głowy. Przecież równie dobrze, czarownica mogła się teleportować i nie byłoby z tym żadnego problemu - w końcu robiła to już dziesiątki razy, gdy się z nim widywała. Z jakiegoś pieprzonego powodu - Draco zaczynał rozważać czy nie dostał kiedyś zbyt mocno Tłuczkiem w głowę - postanowił jednak zaproponować jej spacer. I nie tylko cholerny spacer. Spacer pod rękę. Jak jakiś pieprzony gentleman, a nie jej Uzdrowiciel.

Gdy Hermiona nagle zatrzymała się przed podwójnymi drzwiami do salonu gościnnego, Draco w pierwszej chwili nie zauważył, idąc wciąż do przed siebie. Dopiero gdy chłód Dworu zaczął zastępować ciepło jej dłoni, mężczyzna obrócił się na pięcie.

Hermiona stała przed szczelnie zamkniętym pomieszczeniem, drżącą dłoń wyciągając w kierunku klamki. Jej policzki błyszczały od wstrzymywanych łez, a klatka piersiowa kobiety unosiła się szybko wraz z każdym płytkim oddechem.

Draco podszedł do kobiety i położył dłoń na jej własnej, ciągnąc ją w dół. Hermiona podniosła na niego przepełnione łzami oczy.

W piersi mężczyzny zawiązał się ogromny węzeł, niemal odbierając mu oddech. Jej zapłakane oczy były jak zwierciadło do przeszłości, wrzucając go w wir okropnych wspomnień. Chłód Oklumencji opadł i zastąpił nieznanym dotąd mu gorącem.

Draco czuł się winny. Tak bardzo winny wszystkim cierpieniom, jakich kobieta doznała pod jego dachem; temu jak stał bez ruchu, nie mogąc nic zrobić i tylko Oklumencja ratowała go wtedy przed szaleństwem, gdy ona krzyczała z bólu i błagała o litość. Czuł się winny temu, że dopiero widząc jej krew na posadzce pokoju gościnnego, zrozumiał, że wygląda tak samo, jak jego własna - że nie jest brudna i szlamowata, tylko czerwona i błyszcząca, zupełnie jak jego. I jeszcze bardziej czuł się winny temu, że gdy wreszcie to zrozumiał, nie obronił jej, nie przeklął ciotki Bellatrix i nie uciekł z tą przeklęcie inteligentną czarownicą.

Nie mogąc dłużej znieść trawiących go wyrzutów sumienia, Draco przyciągnął kobietę do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Jej włosy pachniały jabłkami. 


-X-


Kochani, 

Mam nadzieję, że mieliście wspaniałe Święta.


Szczęśliwego Nowego Roku,

~ F.