-->

Rozdział Czternasty

 


"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie

"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."

J. K. Rowling - Harry Potter i Kamień Filozoficzny




Astoria nie zadawała pytań. Nie miała w zwyczaju drążyć, badać, rozwikływać... Szczególnie mocno przywiązana była do idei nie zadawania pytań, jeśli chodziło o jej życie osobiste i rodzinne. Odkąd była małą dziewczynką, wiedziała, by nie zadawać pytań o sińce pod oczami matki, o jej drżące dłonie i to dlaczego nalegała by Astoria zawsze nosiła długie, bezkształtne suknie. Nigdy nie zapytała o to, dlaczego jej matka w pewnym momencie ścięła swoje piękne, bujne włosy ani o to, dlaczego gdy bawiąc się w chowanego w ich wielkim dworze, często znajdowała brunatne plamy na ścianach czy dywanach ich wielu pokoi gościnnych. Astoria nie pytała o to, czemu jej tato często spoglądał na nią w dziwny sposób, ani czemu gdy Ognista huczała mu w żyłach, a ojciec brał ją na kolana, jej starsza siostra zdawała się blednąć i drżeć, choć przecież był środek lata. Nie pytała o elfy, które nagle znikały, choć dziewczynka dopiero zaczynała się z nimi przyjaźnić, o dziwnych, zakapturzonych ludzi, którzy często pojawiali się w jej rodzinnym domu. Nigdy nie zapytała też o krzyki i jęki swojej starszej siostry, gdy w ich dworze pojawili się Śmierciożercy. Choć była tylko małą dziewczynką, Astoria od zawsze wiedziała, że jako córka czystokrwistego rodu powinna robić tylko to, czego się od niej oczekuje. A zadawanie pytań nigdy nie było jedną z tych rzeczy.

Dopiero z czasem, gdy już trochę podrosła, Astoria zrozumiała - nadal nie zadając żadnych pytań - skąd pod oczami jej matki biorą się te ogromne sińce, gdy pewnego ranka, wstając wcześniej niż zwykle, zobaczyła jak jej ukochany tato z całej siły uderza matkę w twarz. Wtedy, gdy chowając się za filarem, przyciskała z całej siły rękę do ust a z oczu płynęły jej łzy, po raz pierwszy chciała zadać te wszystkie pytania, które do tej pory pozostały niewypowiedziane. Z czasem, zaczynała rozumieć o wiele więcej rzeczy - nadal jednak sporo z nich sporo umykało uwadze i wiedzy dziecka, jakim wtedy była. Próbowała pojąć, dlaczego jej ukochany tato, który był dla niej najwspanialszym tatą na świecie; tato, który podrzucał ją wysoko i zawsze miał kieszenie pełne łakoci z Miodowego Królestwa mógł być tak niedobry dla jej mamy. Nigdy jednak nikogo nie zapytała o to, czemu jej ukochany ojciec krzywdził mamę i dlaczego mama nigdy nie skarżyła się na to, że ją uderzył. Bardzo długo, Astoria nie rozumiała świata, w którym jej siostra zawsze była blada i przerażona, a mama potulna jak baranek i tylko ona sama - Astoria - zdawała się być jedyną uśmiechającą się w tym domu osobą.

Jeszcze później, gdy była już nastoletnią dziewczyną i po raz pierwszy, w pokoju wspólnym, usłyszała przechwałki kilku młodych Krukonów o tym, ilu dziewczynom w tym roku udało im się włożyć rękę pod spódniczkę i jakie wydawały przy tym dźwięki - zrozumiała dlaczego jej siostra płakała w nocy i czemu tak bardzo drżała, ilekroć tata sadzał ją sobie na kolanach. Z drżącymi dłońmi, kurczowo zaciskającymi się na okładce książki, Astorię zalała fala wspomnień pełna krzyków, jęków jej siostry; jej cichego płaczu i czyjegoś ciężkiego sapania słyszanego w ciemności nocy. Czując jak jej żołądek wywraca się o trzysta sześćdziesiąt stopni, Astoria zrozumiała dlaczego, pewnej zimnej nocy, gdy spokojnie spała w swoim łóżku obudził ją wrzask siostry, a gdy otworzyła oczy zobaczyła Daphne z całej siły okładającą pięściami ich ojca, krzyczącą "Masz mnie! Zostaw! Weź mnie!". Dopiero wtedy - siedząc w ciepłym pokoju wspólnym, który nagle przepełnił się Antarktycznym chłodem - Astoria zrozumiała, dlaczego jej siostra - choć blada i przerażona - zdawała się osłaniać ją własnym ciałem i dlaczego później, cicho i z pokorą spuściła głowę, dając się wyprowadzić ojcu za rękę z pokoju dziewczynki.

Tej nocy, leżąc w swoim łóżku w wieży Ravenclawu, Astoria płakała bezgłośnie, a jej głowę zalewała fala wspomnień, uświadamiając jak wiele razy jej matka wraz z siostrą uratowały ją przed tym niewyobrażalnym złem i cierpieniem. Nigdy jednak nie zadała żadnych pytań.

A miała ich wiele. Tak wiele natrętnych, niewypowiedzianych pytań krążyło wokół niej. Jak gęsta mgła, której nie rozpraszało Lumos, rzucone choćby i przez samego Dumbledore'a. Dusiły ją, ciążyły na jej klatce piersiowej, utrudniając oddychanie; blokowały jakiekolwiek inne myśli i nie pozwalały normalnie funkcjonować. Tak wiele odpowiedzi, których nigdy nie poznała i tak wiele pytań, które teraz - jako już dorosła kobieta - chciała wykrzyczeć w przestrzeń, mając nadzieję, że ktoś je usłyszy. I odpowie.

Na Merlina, jak bardzo Astoria łaknęła odpowiedzi. Dlaczego była tak ślepa, tak strzeżona, tak chroniona przez wszystkie kobiety wokół siebie. Dlaczego jej ojciec - ten potwór, który tak bardzo skrzywdził jej matkę i siostrę - zdawał się otaczać Astorię tym ogromnym, puszystym kocem, który chował ją przed światem i przed nim samym. I dlaczego - na Salazara - dlaczego wszyscy milczeli, choć ten potwór już dawno przerodził się w pył?

Astoria jednak nie zadawała pytań. Nigdy.

To był jakiś swego rodzaju cud, że całą trójką przeżyły wojnę i tylko ten potwór, którego kiedyś tak bardzo kochała, zginął od paskudnej, samobójczej klątwy rzuconej tuż przed śmiercią samego Voldemorta. Jego wrzaski słychać było w samym zamku, a smród palonego żywcem ciała czuć było na błoniach nawet wtedy, gdy zostały z niego już same kości. Astoria nie wiedziała, jakim cudem udało jej się przeżyć, gdy wbrew wrzaskom i błaganiom matki aportowała się wprost na błonia Hogwartu, w sam środek bitwy; nie wiedziała nawet kiedy tuż przy jej boku znalazła się Daphne i jak to się stało, że dopiero na sam koniec zrozumiały, że walczą po przeciwnych stronach.

Być może to ból i strach przed jej oprawcą sprawił, że Daphne przesiąknęła jego ideologiami.

Być może to brak tego bólu i strachu sprawił, że Astoria miała odwagę sprzeciwić się ideologiom ojca.

W huraganie rzucanych klątw i zaklęć, stanęły naprzeciw siebie, różdżki skierowane we wzajemnym kierunku i milczały, nie rozumiejąc, co jedna robi po tej drugiej stronie. Astoria, pokryta błotem, z poplątanymi włosami po jednej stronie i Daphne - z krwawiącym policzkiem, jednak włosami ściągniętymi w perfekcyjnego koka na czubku głowy - po drugiej. Różne tak bardzo, jednak siostry. To właśnie wtedy, gdy wokół nich wirowały zaklęcia, a wielu czarodziei po raz ostatni brało oddech - Astoria po raz pierwszy naprawdę chciała zadać to cholerne pytanie. I już otwierała usta, by to zrobić, gdy nagle wszystko wokół nich zamarło gdy ciało Voldemorta opadło głucho na dziedziniec. Kiedy pierwszy szok minął, Astoria nie chciała zadawać żadnych pytań. Bez słów zarzuciła ramiona wokół siostry. Milcząc. Nie znając żadnych odpowiedzi.

Nigdy też potem, choć okazji było wiele, Astoria nie zadała żadnego z nurtujących ją pytań. Pozwoliła tej gęstej mgle otoczyć ją i jej bliskich. Szarość i codzienność spowiły koszmar tamtych dni, maskując potrzebę odpowiedzi. Żyjąc z dnia na dzień, Astoria coraz mniej miała czasu, by myśleć o pytaniach, które zostały niewypowiedziane. Wraz z matką i siostrą zawarły pakt milczenia, głęboki cień rzucając na wszystko to, co zdarzyło się PRZED. PRZED wojną. PRZED wyzwoleniem. PRZED.

Jej ukochana matka, pomimo licznych protestów Astorii, postanowiła wyjechać do Japonii, gdzie zdecydowała się spędzić resztę swojego życia. Z dala od wszystkiego, co było PRZED. Daphne z kolei odsunęła się w cień, powoli, niemal niezauważalnie kompletnie znikając z życia kobiety. Jakby wszystko to, co było PRZED było jedyną rzeczą, która trzymała je razem.

Teraz jednak, trzymając w dłoni list, powiadamiający ją o śmierci własnej matki, Astoria żałowała tych niezadanych pytań. Tych odpowiedzi, których teraz już na pewno nigdy nie otrzyma. Po jej policzkach płynęły łzy i kobieta sama nie wiedziała, za czym tak naprawdę płakała - za utraconą matką, czy nieznanymi odpowiedziami?

-X-

Musiała przyznać, że gruby, prószący śnieg idealnie wpasował się w atmosferę w jej sercu. Zimno i lód - tylko tyle i aż tyle przepełniało całą postać Astorii, kiedy stojąc otulona ramionami Draco spoglądała w dół na srebrzystą trumnę. Nie mogąc oderwać zaszklonych oczu od ciężkiego wieka, które na zawsze przykryło jej matkę - Astoria tylko kątem oka widziała szare kozaki, twardo stojące po drugiej stronie grobu.

Był początek marca - sprowadzenie ciała jej matki do Wielkiej Brytanii zajęło kilka tygodni. Astoria nigdy dotąd nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele formalności wymagało coś tak prostego, jak pogrzeb. Po śmierci ojca, nikt nie przejął się jego pochówkiem - spoczął w zbiorowej mogile dla wszystkich niechcianych Śmierciożerców, których rodziny nigdy nie zgłosiły się po ciało. Astoria tak naprawdę nie miała nawet pewności, czy w tym zbiorowym grobie ludzi pełnych nienawiści, tak naprawdę spoczęły szczątki jej ojca - równie dobrze mogły one rozpaść się w pył pod wpływem klątwy. Nigdy nie zapytała. Nigdy potem też nie wróciła już na błonia Hogwartu.

Z matką było jednak inaczej - Astoria nigdy nie pozwoliłaby, aby jej ukochana mama spoczęła w jakimś nieoznakowanym grobie, z dala od niej i od jej siostry. Z dala od wszystkiego tego, co mogłyby mieć PO, gdyby tylko jej matka zdecydowała się zostać.

Na początku, Astoria była zła na swoją matkę. Zła na to, że odeszła, nie dając kobiecie nawet szansy na pożegnanie. Zła na to, że ukrywała przed nią chorobę, która była skutkiem wszystkiego tego, co było PRZED. Za to, że odchodząc i ratując siebie, tym samym okradła Astorię z wszystkiego tego, co mogłyby mieć PO. Tak zwyczajnie, jak tylko można, Astorię przepełniał gniew.

Dopiero, kiedy martwe ciało jej matki aportowano do Ministerstwa Magii, a Astoria zobaczyła jak młodo - pomimo wyniszczającej jej choroby - jak lekko i świeżo wyglądała twarz jej matki; dopiero wtedy, Astoria zrozumiała, że jej rodzicielka wreszcie znalazła odrobinę spokoju i szczęścia. I wtedy przepełniły ją lód i zimno.

Była ich tylko trójka - ona, Daphne i Draco. Nikt inny nie przyszedł. Nikt inny nie pojawił się w kościele, nikt inny nie złożył jej kondolencji. Nawet kapłan, który odprawił ceremonię, schronił się już w cieple kaplicy. I tylko ich trójka stała nad grobem, gdy wokół opadały grube płatki śniegu.

To wszystko wydawało jej się tak surrealne, tak bardzo puste i niegodne tej cudownej kobiety, jaką była jej matka PRZED. PRZED przemocą. PRZED krzykiem. PRZED bólem. PRZED.

Gdy kwiaty na trumnie niemal zniknęły pod warstwą grubego śniegu, Astoria zaczęła słyszeć ciche wibrowanie. Różdżka Draco. Kolejne tajemnicze wezwanie w najmniej dogodnym momencie. Łokieć, który dawał jej oparcie - nawet nie pamiętała kiedy zmienili pozycję, w której stali - nagle zniknął, a postać Draco odsunęła sie od niej o kilka, może nawet kilkanaście, centymetrów. Spod białego puchu przebijała się tylko czarna wstążka.

— Idź — powiedziała, jej głos na poziomie szeptu.

Draco się wahał, tak myślała. Przez chwilę mogła poczuć, jak stąpa z nogi na nogę, jak jego niepewność i zakłopotanie wypełnia otaczające ją powietrze. Potem dłoń Draco mocno ścisnęła jej własną, a na policzku poczuła mokry pocałunek.

— Przepraszam.

Nad głębokim, ciemnym grobem zostały tylko one. Dwie siostry złączone wszystkim tym, co było PRZED. Podzielone przez to, co mogło być PO.

-X-

Kiedy zaczęło się ściemniać, a spod grubej warstwy śniegu na trumnie jej matki nie wystawała już nawet czarna wstążka, Astoria nagle zdała sobie sprawę z tego, że przegapili stypę. Kolację, którą zamówiła nim zdała sobie sprawę, że na pogrzeb przyjdą tylko trzy osoby. Nie była duża, ot, mała ceremonia, by uczcić pamięć jej matki - podana miała być ulubiona potrawa jej mamy, zupa dyniowa i kilka innych dań, które Draco ustalił z właścicielką restauracji. Stojąc, niemal po kolana w śniegu, Astoria zdała sobie sprawę, że nawet nie pamięta w jakiej restauracji miała odbyć się kolacja. Wszystkimi formalnościami zajął się Draco.

Kiedy uniosła wzrok, stojąca po drugiej stronie grobu siostra właśnie obracała się na pięcie, odchodząc. Tak po prostu, bez słowa, jakby właśnie nie pochowały swojej matki. Jakby wszystko to, co było PRZED kończyło się wraz z nią i jej martwym ciałem w pudle przysypanym grubą warstwą śniegu. Jakby nie łączyło ich już nic.

Astoria miała tak wiele pytań; tak wiele nie wykrzyczanych dotąd zdań, które odchodziły bez odpowiedzi wraz z Daphne i jej oprószonymi śniegiem, ciemnymi lokami. Po raz pierwszy od tak bardzo dawna, Astoria chciała zadać je wszystkie.

— Hej! — krzyknęła za oddalającą się w delikatnym świetle cmentarnych zniczy siostrą.

Ku jej zdziwieniu, Daphne zatrzymała się. Dłonie kobiety powędrowały do kieszeni jej płaszcza, wzrok wciąż miała wbity przed siebie. Astoria stanęła więc naprzeciwko niej, spoglądając w twarz siostry, której nie widziała od kilku lat.

Wyglądała inaczej - może niekoniecznie młodziej, ale też nie starzej. Wyglądała... lżej? Jakby ktoś ściągnął z jej ramion ciężki głaz, który nosiła przy sobie całe życie. Jej włosy, niegdyś długie koloru blond, teraz sięgały przed ramiona i były zadziwiające ciemne, niemal kruczoczarne.

— Zmieniłaś kolor włosów — powiedziała, nim zdołała się powstrzymać.

Oczy Daphne zamrugały kilkakrotnie: — Tak — odpowiedziała, wyraźnie zaskoczona. — Tak, tego potrzebowałam.

Astoria nie zapytała dlaczego. Doskonale pamiętała, jak ojciec wielokrotnie zachwycał się złotymi lokami jej siostry. Pamiętała, jak sadzał sobie bladą Daphne na kolanach, zawijał pukiel jej miodowych włosów wokół swojego palca i wtykał nos we włosy dziewczynki, jakby zaciągał się ich zapachem. Astoria pamiętała, jak bardzo była wtedy zazdrosna i jak strasznie nienawidziła swoich kruczoczarnych włosów. Z perspektywy czasu zrozumiała, że kolor, którego tak bardzo nienawidziła był dla niej wybawieniem.

Astoria kiwnęła głową.

— Draco-. To znaczy, Draco i ja przygotowaliśmy kolację — przerwała, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. — To znaczy, nie my. Restauracja przygotowała kolację. Stypę. Nie jestem pewna czy-.

— Dziękuję — przerwała jej Daphne szybko, — za zaproszenie, ale naprawdę mam sporo na głowie.

— Tak, tak — Astoria pokiwała głową. — O-oczywiście, rozumiem. Pomyślałam tylko, że mogłybyśmy tak uczcić pamięć-.

Daphne wyminęła ją bez słowa, idąc przed siebie. Astoria stała zamurowana przez ledwie kilka sekund. Wspomnienia PRZED i nadzieja na PO mieszały się w jej sercu w jedną, zagmatwaną całość.

— Będzie zupa dyniowa — rzuciła, bez zastanowienia.

Nadzieja na PO widniała jej przed oczami niczym ostatnia deska ratunku. Nie mogła stracić jej ponownie. Feniks palił te jej wszystkie pytania. Astoria nie mogła po raz kolejny zostać sama. Mając tylko PRZED. Nigdy nie poznając PO.

Daphne zatrzymała się. Z drżącym sercem, Astoria obserwowała jak kobieta powoli obraca się w jej kierunku. Jej czarne loki ledwie widoczne na tle ciemnego, zimowego nieba. W oczach kobiety widziała smutek. Widziała PRZED.

— Dyniowa? — zapytała Daphne, w jej głosie grało rozbawienie.

— Dyniowa — potwierdziła Astoria, nagle zdając sobie sprawę, że wstrzymuje oddech.

Daphne kiwnęła głową, dłonie jeszcze głębiej zanurzając w kieszeni czerwonego płaszcza. Czerwonego. Astoria przypomniała sobie, że ojciec nienawidził tego koloru. Astoria bardzo często nosiła czerwień jako mała dziewczynka, jej siostra z kolei - nigdy.

— Jak dyniowa, to chętnie. — Usłyszała drżący głos siostry. Z jej ust buchała gorąca para.

Astoria nie zadawała pytań. Być może nigdy nie będzie miała szansy poznać wszystkich odpowiedzi. Kiedy jednak szła z siostrą - ramię w ramię - na kolację do restauracji, której nazwy nawet nie pamiętała, mogła przysiąc, że gęsta mgła wokół niej zaczęła się powoli przerzedzać; Że gdzieś tam, poza zasięgiem jej wzroku pojawiło się maleńkie światełko, delikatnie przebijające się przez warstwę nieznanych odpowiedzi. I gdzieś tam, obok niego, pojawiła się szansa na poznanie wszystkiego tego, co mogło być PO. 


-X-


Ciężko było mi napisać ten rozdział. 

Mam nadzieję, że nie zawiodłam.


Kocham,

~ F. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz