"Moja mama zawsze mówiła, że to, co utracimy prędzej, czy później do nas wróci. Chociaż nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy. "
J.K. Rowling - Harry Potter i Zakon Feniksa
Promienie zachodzącego
słońca przenikały skórę jej palców, kiedy wodząc nimi w powietrzu
obserwowała jak przeszywają ją na skroś, ujawniając wszystkie jej
sekrety. Każda żyłka, zrogowacenie skóry, każda blizna - nic nie
pozostawało w ukryciu. Słońce czytało z jej dłoni jak z otwartej księgi.
Nie szanując żadnych tajemnic.
Miała smukłe, zgrabne
palce i paznokcie pokryte purpurowym lakierem. Wokół paznokci, promienie
słońca tworzyły pomarańczową łunę niczym korony. Na wskazującym palcu
lewej dłoni miała długą i podłużną bliznę - ślad po upadku w trakcie
Bitwy o Hogwart, kiedy odłamek szkła wbił się głęboko pod jej skórę.
Czasem lubiła wyobrażać sobie, że malutkie odłamki szkła nadal tam
tkwią, jak gwiezdny pył, który wpadł do jej oka, gdy była dzieckiem(stąd
szary odcień w jej oczach, gdy tylko spojrzała w niebo - to właśnie pył
w nich wtedy migotał, jak mawiał jej Ojciec).
Lubiła siadać w takiej
pozycji - ze skrzyżowanymi nogami, naprzeciw okna wychodzącego na
znajdujący się po drugiej stronie park, kiedy promienie słoneczne igrały
z liśćmi drzew. Mogłaby przesiadywać tak godzinami i zapewne zrobiłaby
to również teraz, gdyby nie pukanie do drzwi.
– Wejdź, Harry – powiedziała, nie przerywając swojej czynności.
Drzwi lekko skrzypnęły,
kiedy brunet nacisnął klamkę i wszedł do środka. Harry proponował już
wielokrotnie, że się tym zajmie, jednak Luna wielokrotnie odmawiała -
lubiła skrzypienie tych drzwi; dawały jej ostrzeżenie, gdy ktoś wchodził
do środka, a tym samym poczucie bezpieczeństwa, że nikt jej nie
zaskoczy nagłą inwazją na jej prywatność.
Harry - jak
przypuszczała, gdyż nadal nie odrywała wzroku od swoich palców -
przysiadł na dywanie, kawałeczek dalej. Nie wiedziała w jakiej pozycji
siedzi, jednak wyobrażała sobie, że nogi ma ugięte w kolanach i obejmuje
je ramionami - to byłoby tak bardzo podobne do Harry'ego, którego
znała. Siadać w ten sposób.
– Popatrz – szepnęła,
unosząc prawą dłoń do góry. Ułożyła ją w powietrzu tuż obok lewej,
poruszając dłońmi tak, że promienie słońca oświetlały jej palce
wskazujące.
– Słońce zna wszystkie nasze blizny.
Harry milczał przez
chwilę, przyglądając się jej poczynaniom i starając się zrozumieć sens
jej słów. Czasem miewał z tym problemy, jednak Luna nie gniewała się na
niego z tego powodu. Wiedziała, że Harry - w przeciwieństwie do innych -
jest w stanie zrozumieć znacznie więcej, brakuje mu tylko kogoś, kto
byłby w stanie mu to pokazać.
– Jakie są twoje blizny, Luna? – zapytał.
Luna opuściła dłonie,
układając je na swoich kolanach. Przez chwilę wpatrywała się w dal, po
czym z delikatnym uśmiechem obróciła się w kierunku bruneta, unosząc
palec wskazujący.
– Gwiezdny pył, Harry.
– Neville przysłał mi dziś rano sowę.
Przez dłuższą chwilę,
Luna milczała. Słońce za oknem schowało się już głęboko za korony drzew i
tylko pojedyncze promienie przebijały się przez gęstwinę liści, kiedy
drżącym głosem wydukała : – Chyba chciałabym go przeczytać.
Harry kiwnął głową,
wyciągając z tylnej kieszeni swoich spodni zwinięty w rulon pergamin,
oznaczony pieczęcią Hogwartu. Luna wzięła głęboki oddech, przyjmując
list od bruneta.
"Drogi Harry,
Co słychać?
Nie wiem jak
rozpocząć ten list, bo nie wiem jak wiele wiesz o sytuacji między mną, a
Luną. Musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie chciałem jej skrzywdzić i
to, co teraz... To, w jakiej znalazła się sytuacji wynika tylko z tego,
że bardzo chcę ją chronić.
Luna to wspaniała
kobieta - ufam, że wiesz o tym równie dobrze, co ja - i nigdy nie
chciałbym sprawić, by poczuła się z mego powodu źle. Myślę jednak, że
już to uczyniłem, a Luna... Cóż, ona nigdy wcześniej nie miała złamanego
serca - nie to, co my dwaj. Chciałbym - jeśli mogę - byś pomógł jej
przez to przejść. Obawiam się, że sama może sobie teraz nie poradzić.
Dbaj o nią, proszę. Dbaj, bo ja zawiodłem. A ktoś taki... Ktoś tak wyjątkowy jak ona nie powinien zostać teraz sam.
Musisz zrozumieć, że
robię to dla jej dobra. Nie byłbym godnym ojcem, Harry. Nie miałem
swojego*, a bądźmy szczerzy, przykład męskości ze mnie żaden. Nie
umiałbym pokochać kogoś tak kruchego do tego stopnia, w którym... Nie
szukam wymówek. Po prostu wiem, że nie byłbym dobry dla niej i dla
naszego - dla jej - dziecka.
Czy mógłbym wiedzieć,
jak się miewa? Czy wszystko u nich dobrze? Chciałbym - jeśli to możliwe
- byś nie mówił Lunie, że do ciebie napisałem. Oczywiście zrozumiem,
jeśli to zrobisz jednak... Nie chciałbym dawać jej złudnych nadziei,
Harry.
Rozumiesz, prawda?
Neville Longbottom,
Profesor Zielarstwa w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie"
– Nie mówiłaś, że jesteś w ciąży – powiedział cicho Harry.
Luna czuła na sobie jego
przeszywające spojrzenie, sprawiające, że miała ochotę skurczyć się do
rozmiaru pyłu i odfrunąć z najbliższym podmuchem wiatru. To nie było
ganiące spojrzenie - kobieta zauważyła już, że jej współlokator rzadko
kiedy takowego używał - było jednak przepełnione tak ogromną,
przytłaczającą ilością troski, że nie wiedziała jak długo będzie w
stanie je znieść
.
– Jeśli będzie trzeba,
będę płacić podwójny czynsz – szepnęła cicho, niemal automatycznie
lokując swój wzrok w puszystym materiale dywanu.
Urządziła się tu całkiem
ładnie, odkąd dwa tygodnie temu wprowadziła się do pokoju na poddaszu.
Według Harry'ego, ten pokój należał kiedyś do Regulusa Blacka - brata
Syriusza, ojca chrzestnego Harry'ego - i był dość sporych rozmiarów, co
Lunie bardzo odpowiadało. Większą część pokoju zajmowało spore łóżko na
paletach, które kupiła na mugolskim targu - bardzo lubiła ich meble,
były takie proste i magiczne jednocześnie. Z prawej strony okna stała
duża szafa, w której zostało dość sporo wolnego miejsca na przyszłe
rzeczy dziecka. Luna rozplanowała już, gdzie postawi łóżeczko i
przewijak. Kiedy tu zamieszkała wszystko zaczęło się jej powoli układać i
jeśli teraz straciłaby to miejsce, nie miałaby już sił szukać
kolejnego. Po prostu nie.
Dłoń Harry'ego dotknęła
jej własnej i Luna powoli uniosła zaszklone oczy. Wiedziała, że wzrusza
się tylko dlatego, że odczuwa teraz emocje za siebie i swoje dziecko,
jednak nie chciała by Harry pomyślał, że próbuje wzbudzić w nim litość.
Otarła nos zewnętrzną stroną drugiej dłoni szybko i mechanicznie, niemal
ze złością.
– Nie musisz i nie
będziesz musiała płacić podwójnie, Luna – szepnął. – Po prostu
zastanawiam się, gdzie urządzimy pokój dla malucha.
W jej oczach zabłyszczał gwiezdny pył.
-X-
*Ja wiem, że Neville
miał ojca - chodziło mi o to, że ze względu na jego stan... psychiczny i
fizyczny, Frank nie był do końca zdolny, bo bycia "prawdziwym" wzorem
ojca, jakiego potrzebuje dziecko. Mam nadzieję, że rozumiecie o czym
mówię.
Hejka!
Ja wiem, że rozdział nie
należy do najdłuższych i jest dodany naprawdę późno - znacznie później
niż zakładałam, za co przepraszam Was bardzo mocno - jednak miałam cały
czas pewien niedosyt w poprzedniej historii Harry'ego. Brakowało w niej
uzupełnienia historii Luny, wyjaśnienia czemu ona w ogóle znalazła się
na Grimmauld Place 12. Teraz już wiecie :)
W rozdziale czwartym ruszamy z kopyta z historią pozostałych, także stay tuned, żabcie!
Przypominam, że możecie
na bieżąco śledzić i dzielić się opiniami na twitterze pod
#BliznyDramione, do czego serdecznie zachęcam ;3
Tymczasem życzę wam
dobrej nocy i sama uciekam już spać - pobudka o piątej rano to nie jest
to, co kermit lubi najbardziej ale cóż...
Buziaczki! ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz