-->

Rozdział Trzeci

"Moja mama zawsze mówiła, że to, co utracimy prędzej, czy później do nas wróci
"Moja mama zawsze mówiła, że to, co utracimy prędzej, czy później do nas wróci. Chociaż nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy. "

J.K. Rowling - Harry Potter i Zakon Feniksa


Promienie zachodzącego słońca przenikały skórę jej palców, kiedy wodząc nimi w powietrzu obserwowała jak przeszywają ją na skroś, ujawniając wszystkie jej sekrety. Każda żyłka, zrogowacenie skóry, każda blizna - nic nie pozostawało w ukryciu. Słońce czytało z jej dłoni jak z otwartej księgi. Nie szanując żadnych tajemnic.

Miała smukłe, zgrabne palce i paznokcie pokryte purpurowym lakierem. Wokół paznokci, promienie słońca tworzyły pomarańczową łunę niczym korony. Na wskazującym palcu lewej dłoni miała długą i podłużną bliznę - ślad po upadku w trakcie Bitwy o Hogwart, kiedy odłamek szkła wbił się głęboko pod jej skórę. Czasem lubiła wyobrażać sobie, że malutkie odłamki szkła nadal tam tkwią, jak gwiezdny pył, który wpadł do jej oka, gdy była dzieckiem(stąd szary odcień w jej oczach, gdy tylko spojrzała w niebo - to właśnie pył w nich wtedy migotał, jak mawiał jej Ojciec).

Lubiła siadać w takiej pozycji - ze skrzyżowanymi nogami, naprzeciw okna wychodzącego na znajdujący się po drugiej stronie park, kiedy promienie słoneczne igrały z liśćmi drzew. Mogłaby przesiadywać tak godzinami i zapewne zrobiłaby to również teraz, gdyby nie pukanie do drzwi.

– Wejdź, Harry – powiedziała, nie przerywając swojej czynności.

Drzwi lekko skrzypnęły, kiedy brunet nacisnął klamkę i wszedł do środka. Harry proponował już wielokrotnie, że się tym zajmie, jednak Luna wielokrotnie odmawiała - lubiła skrzypienie tych drzwi; dawały jej ostrzeżenie, gdy ktoś wchodził do środka, a tym samym poczucie bezpieczeństwa, że nikt jej nie zaskoczy nagłą inwazją na jej prywatność.

Harry - jak przypuszczała, gdyż nadal nie odrywała wzroku od swoich palców - przysiadł na dywanie, kawałeczek dalej. Nie wiedziała w jakiej pozycji siedzi, jednak wyobrażała sobie, że nogi ma ugięte w kolanach i obejmuje je ramionami - to byłoby tak bardzo podobne do Harry'ego, którego znała. Siadać w ten sposób. 

– Popatrz – szepnęła, unosząc prawą dłoń do góry. Ułożyła ją w powietrzu tuż obok lewej, poruszając dłońmi tak, że promienie słońca oświetlały jej palce wskazujące.

– Słońce zna wszystkie nasze blizny. 

Harry milczał przez chwilę, przyglądając się jej poczynaniom i starając się zrozumieć sens jej słów. Czasem miewał z tym problemy, jednak Luna nie gniewała się na niego z tego powodu. Wiedziała, że Harry - w przeciwieństwie do innych - jest w stanie zrozumieć znacznie więcej, brakuje mu tylko kogoś, kto byłby w stanie mu to pokazać.

– Jakie są twoje blizny, Luna? – zapytał.

Luna opuściła dłonie, układając je na swoich kolanach. Przez chwilę wpatrywała się w dal, po czym z delikatnym uśmiechem obróciła się w kierunku bruneta, unosząc palec wskazujący.

– Gwiezdny pył, Harry.

– Neville przysłał mi dziś rano sowę.

Przez dłuższą chwilę, Luna milczała. Słońce za oknem schowało się już głęboko za korony drzew i tylko pojedyncze promienie przebijały się przez gęstwinę liści, kiedy drżącym głosem wydukała : – Chyba chciałabym go przeczytać.

Harry kiwnął głową, wyciągając z tylnej kieszeni swoich spodni zwinięty w rulon pergamin, oznaczony pieczęcią Hogwartu. Luna wzięła głęboki oddech, przyjmując list od bruneta.


"Drogi Harry,

Co słychać? 
 
Nie wiem jak rozpocząć ten list, bo nie wiem jak wiele wiesz o sytuacji między mną, a Luną. Musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie chciałem jej skrzywdzić i to, co teraz... To, w jakiej znalazła się sytuacji wynika tylko z tego, że bardzo chcę ją chronić.

Luna to wspaniała kobieta - ufam, że wiesz o tym równie dobrze, co ja - i nigdy nie chciałbym sprawić, by poczuła się z mego powodu źle. Myślę jednak, że już to uczyniłem, a Luna... Cóż, ona nigdy wcześniej nie miała złamanego serca - nie to, co my dwaj. Chciałbym - jeśli mogę - byś pomógł jej przez to przejść. Obawiam się, że sama może sobie teraz nie poradzić.

Dbaj o nią, proszę. Dbaj, bo ja zawiodłem. A ktoś taki... Ktoś tak wyjątkowy jak ona nie powinien zostać teraz sam.

Musisz zrozumieć, że robię to dla jej dobra. Nie byłbym godnym ojcem, Harry. Nie miałem swojego*, a bądźmy szczerzy, przykład męskości ze mnie żaden. Nie umiałbym pokochać kogoś tak kruchego do tego stopnia, w którym... Nie szukam wymówek. Po prostu wiem, że nie byłbym dobry dla niej i dla naszego - dla jej - dziecka. 
 
Czy mógłbym wiedzieć, jak się miewa? Czy wszystko u nich dobrze? Chciałbym - jeśli to możliwe - byś nie mówił Lunie, że do ciebie napisałem. Oczywiście zrozumiem, jeśli to zrobisz jednak... Nie chciałbym dawać jej złudnych nadziei, Harry. 
 
Rozumiesz, prawda?

Neville Longbottom,

Profesor Zielarstwa w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie"



– Nie mówiłaś, że jesteś w ciąży – powiedział cicho Harry. 

Luna czuła na sobie jego przeszywające spojrzenie, sprawiające, że miała ochotę skurczyć się do rozmiaru pyłu i odfrunąć z najbliższym podmuchem wiatru. To nie było ganiące spojrzenie - kobieta zauważyła już, że jej współlokator rzadko kiedy takowego używał - było jednak przepełnione tak ogromną, przytłaczającą ilością troski, że nie wiedziała jak długo będzie w stanie je znieść
.
– Jeśli będzie trzeba, będę płacić podwójny czynsz – szepnęła cicho, niemal automatycznie lokując swój wzrok w puszystym materiale dywanu.

Urządziła się tu całkiem ładnie, odkąd dwa tygodnie temu wprowadziła się do pokoju na poddaszu. Według Harry'ego, ten pokój należał kiedyś do Regulusa Blacka - brata Syriusza, ojca chrzestnego Harry'ego - i był dość sporych rozmiarów, co Lunie bardzo odpowiadało. Większą część pokoju zajmowało spore łóżko na paletach, które kupiła na mugolskim targu - bardzo lubiła ich meble, były takie proste i magiczne jednocześnie. Z prawej strony okna stała duża szafa, w której zostało dość sporo wolnego miejsca na przyszłe rzeczy dziecka. Luna rozplanowała już, gdzie postawi łóżeczko i przewijak. Kiedy tu zamieszkała wszystko zaczęło się jej powoli układać i jeśli teraz straciłaby to miejsce, nie miałaby już sił szukać kolejnego. Po prostu nie. 

Dłoń Harry'ego dotknęła jej własnej i Luna powoli uniosła zaszklone oczy. Wiedziała, że wzrusza się tylko dlatego, że odczuwa teraz emocje za siebie i swoje dziecko, jednak nie chciała by Harry pomyślał, że próbuje wzbudzić w nim litość. Otarła nos zewnętrzną stroną drugiej dłoni szybko i mechanicznie, niemal ze złością.

– Nie musisz i nie będziesz musiała płacić podwójnie, Luna – szepnął. – Po prostu zastanawiam się, gdzie urządzimy pokój dla malucha.

W jej oczach zabłyszczał gwiezdny pył.



-X-


*Ja wiem, że Neville miał ojca - chodziło mi o to, że ze względu na jego stan... psychiczny i fizyczny, Frank nie był do końca zdolny, bo bycia "prawdziwym" wzorem ojca, jakiego potrzebuje dziecko. Mam nadzieję, że rozumiecie o czym mówię.

Hejka!
Ja wiem, że rozdział nie należy do najdłuższych i jest dodany naprawdę późno - znacznie później niż zakładałam, za co przepraszam Was bardzo mocno - jednak miałam cały czas pewien niedosyt w poprzedniej historii Harry'ego. Brakowało w niej uzupełnienia historii Luny, wyjaśnienia czemu ona w ogóle znalazła się na Grimmauld Place 12. Teraz już wiecie :)

W rozdziale czwartym ruszamy z kopyta z historią pozostałych, także stay tuned, żabcie!
Przypominam, że możecie na bieżąco śledzić i dzielić się opiniami na twitterze pod #BliznyDramione, do czego serdecznie zachęcam ;3
Tymczasem życzę wam dobrej nocy i sama uciekam już spać - pobudka o piątej rano to nie jest to, co kermit lubi najbardziej ale cóż...
Buziaczki! ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz