-->

Rozdział Piąty

"Moje życie przepełnione było wielką samotnością
"Moje życie przepełnione było wielką samotnością. Na zawsze pozostanę podejrzliwy. Nie da się uciec od przeszłości."
 J. K. Rowling - Harry Potter i Przeklęte Dziecko


Patrzenie na nią bolało. Każdego dnia spotykało go jej puste, pozbawione wyrazu spojrzenie, które mimowolnie łamało mu serce. Bolało go widzieć ją w ten sposób - pozbawioną chęci do życia, smutną, zaniedbaną. To było tak nienaturalne, tak dziwne widzieć ją w ten sposób.

Jego matka zawsze była zadbaną, szanującą się kobietą. Jej włosy zawsze były idealnie spięte, makijaż perfekcyjny, strój nienagannie wyprasowany - nie pamiętał, by kiedykolwiek widział ją w innej postaci, niż perfekcyjna. Nawet, kiedy śmierciożercy panoszyli się w ich domu, Narcyza zawsze wyglądała olśniewająco - w trakcie Bitwy o Hogwart, była jedyną kobietą z pełnym makijażem i w butach na obcasie; właśnie taka była jego matka, nienaganna. Niezależnie od sytuacji, niezależnie od jej stanu zdrowia czy psychiki – otoczka, którą wokół siebie stworzyła zawsze była niepoprawnie idealna. Było w tym coś fascynującego, pokazywało jej wewnętrzną siłę i dumę, a Draco podziwiał te cechy w swej matce.

Wszystko zmieniło się, gdy po wygranej bitwie wrócili do domu – sami, we dwoje. Lucjusz niemal natychmiast został pojmany przez grupę Aurorów, a postawione mu zarzuty na długi czas skierowały go do Azkabanu. Prawdopodobnie wizja ewentualnie czekającego go wyroku sprawiła, że Narcyza – jego ukochana matka – zaczęła się zmieniać. 

Draco pamiętał ten dzień. Gdy, trzymając się za ręce, weszli do miejsca, które niegdyś zwali domem. W środku panowało spustoszenie – zniszczone meble pokryte kurzem, podłoga z widocznymi śladami krwi, obdrapane z tapet ściany; Wszystko to sprawiało, że miejsce, w którym Draco przeżył swoje względnie szczęśliwe dzieciństwo, nagle stało mu się kompletnie obce. Stali więc tak w progu, ręka w rękę, dłonie splecione, serca bijące jednym – zmęczonym – rytmem i nie wiedzieli, co robić dalej. Pamięta, jak Narcyza wyrwała dłoń z jego uścisku, jak niedbałym gestem przesunęła dłonią po swoich włosach, zgrabnie spinając je w zwyczajny kucyk na środku – wtedy Draco zrozumiał, że nigdy nie widział matki w tak zwyczajnej fryzurze jak kitka – podwinęła rękawy swej sukni i tak po prostu, wyczarowując wiadro zaczęła zbierać porozrzucane po podłodze strony Proroka Codziennego. Patrząc na swą matkę, która sprzątała miejsce, które zmieniło ich życie w niekończącą się katastrofę jak zwyczajna mugolka, Draco zrozumiał, że wojna się skończyła. I zapłakał z ulgi.

Po jakimś czasie, gdy Dwór Malfoyów został doprowadzony do swej dawnej świetności, Draco zaczął miewać koszmary – okrutne, wypełnione krzykami bólu i rozpaczy dochodzącymi z lochów posesji. Wielokrotnie budził się, czując na sobie natarczywe i wściekłe spojrzenia, wielokrotnie czuł jak ktoś nocą dotyka jego stóp czy dłoni – raz nawet obudził się w środku nocy, mając wrażenie, że ktoś go dusi, nie mogąc poruszyć choćby palcem. We własnym domu, Draco zaczął czuć się więźniem i nieproszonym gościem jednocześnie. To właśnie ten ostatni incydent, kiedy poczuł się naprawdę zagrożony sprawił, że zdecydował się na wyprowadzkę.

Narcyza nie mogła być bardziej wspierająca – razem obejrzeli setki mieszkań, szukając tego najbardziej odpowiedniego, a kiedy już je znaleźli, była niezastąpioną pomocą w trakcie meblowania, pomagając mu urządzić swoje gniazdo od dywanów aż po lampy i dodatki. Właśnie wtedy Draco zaczął zauważać małe zmiany w swojej matce.

Narcyza często zapominała. Była rozkojarzona, jej spojrzenie często umykało gdzieś w dal, jakby wracała do swojego własnego świata. Kilka razy zdarzyło jej się zamawiać meble do tego samego pokoju – lub w ogóle o nich zapominać, co sprawiło, że przez długi czas Draco musiał obejść się bez łóżka w sypialni. Wyglądała również inaczej – jej włosy często były nieuczesane lub spięte w zwyczajny kucyk, czy warkocz, suknie i barwne szaty zmieniła na dżinsy i sprane podkoszulki(Draco nawet nie przypuszczał, że jego matka może mieć takie ubrania w swojej garderobie). Wszystko to działo się stopniowo – im bardziej urządzony w nowym miejscu był Draco, tym bardziej w rozsypce zdawała się być Narcyza.

Jego matka zdawała się coraz częściej zapominać, jaką jest osobą, co osiągnęła w swoim życiu, jakie były jej obawy czy marzenia – z każdym dniem zmieniała się nie tylko jej fizyczność i otoczka, którą tworzyła przez lata, zmieniała się sama Narcyza. Nie była już wyniosłą, stateczną kobietą – potrafiła chichotać całymi dniami, zbierać kwiaty na łące i zaadoptować trzy koty z ulicy. Wszystko to jednak zdawało się jej sprawiać radość i Draco jeszcze nigdy nie widział swej matki tak szczęśliwej. 

Aż któregoś dnia, Narcyza zapomniała kim jest jej syn. Tak po prostu. 

Uzdrowiciele nazywają to Alzheimerem i podobno chorują też na to mugole. Ich choroba pochodzi jednak z mózgu i kwasów, a Narcyza... cóż, doprowadziła do tego sama. „Gdyby tylko pana matka chciała zacząć pamiętać, byłaby w pełni zdrowa" - powiedzieli mu i tym samym złamali jego serce. Nie mogli zrobić nic, dopóki Narcyza nie zacznie współpracować – tak mu powiedzieli. A Draco z każdym dniem czuł się coraz bardziej winny tej sytuacji.

Doszło nawet do tego, że odwiedził Lucjusza w Azkabanie, gdzie wykrzyczał mu prosto w twarz, że przez niego matka zapomniała kim jest. Krzyczał i płakał, a wokół krążyły Dementory, gotowe najeść się jego rozpaczą. Lucjusz miał kamienną twarz i wzrok pełen obłędu, jednak za każdym razem słysząc imię Narcyzy, rozświetlał je blask i ciekawskim tonem mówił „Narcyza? Jakie to piękne imię, jak kwiaty". Być może kiedyś, nim zawładnęła nim żądza władzy i chęć służenia Czarnemu Panu, Lucjusz kochał jego matkę, być może naprawdę myślał, że Narcyza to piękne imię i być może Draco byłby w stanie wybaczyć mu wszystko, do czego doprowadził, jednak... Być może było już na to za późno.

Wychodząc, Draco ucałował spocone czoło Lucjusza. Był to pierwszy, a zarazem ostatni raz, gdy Draco odwiedził swego ojca w celi. Gdy wrota Azkabanu zamknęły się za nim, a Strażnicy poczęli odprowadzać go ku łodzi, czekającej na niego w porcie, Draco zrozumiał, że po raz pierwszy w historii rodu, Malfoy został sam. I poczuł się jeszcze gorzej.

Całe tygodnie zajęło mu dojście do siebie. W międzyczasie, Narcyza traktowała go jak klienta, któremu urządzała mieszkanie – co łamało mu serce za każdym razem, gdy zwracała się do niego „Panie Milroy!", choć wielokrotnie powtarzał jej swoje prawdziwe nazwisko. Czuł się zniszczony. Jego życie pozbawione było jakiegokolwiek sensu. Codziennie patrzył, jak jego ukochana matka staje się mu coraz bardziej obcą osobą i nie mógł nic zrobić, nie był w stanie temu zapobiec.

Jakiś czas po ukończeniu mieszkania, Draco dostał kolejne wezwanie do Wizengamotu. Gdyby miał mało problemów, to poniekąd, wciąż wisiała nad nim klątwa Azkabanu. Miał kilka możliwości, owszem, jednak wszystkie z nich wiązały się z kilkumiesięcznym pobytem w tym miejscu, a Draco wiedział aż za dobrze, że nawet kilka dni w Azkabanie zrobiłoby z niego szaleńca. Byli w połowie rozprawy, gdy Draco został wezwany do Świętego Munga – Narcyza niemal spaliła Dwór, rozpalając ognisko na środku salonu. Draco nie czekał na pozwolenie sędziów, po prostu się teleportował. 

Narcyza miała poważne oparzenia całego ciała – jej szata stanęła w płomieniach, kiedy w przypływie otrzeźwienia próbowała ugasić ognisko. Draco jeszcze nigdy nie czuł się tak winny, wypadek matki nagle uświadomił mu, że będzie musiał wrócić do miejsca, którego tak nienawidził. Tak się jednak nie stało - Ministerstwo Magii, współpracując ze Szpitalem Św. Munga postanowiło przydzielić Narcyzie opiekuna – miał z nią mieszkać w Dworze, kiedy Draco nie będzie w pobliżu i, na Merlina, było to dla niego zbawieniem. 

Narcyza wyszła ze szpitala kilka tygodni później – jej niegdyś zgrabne, zadbane dłonie pokryte teraz były sztywną tkanką blizn, przez które palce zawsze były lekko przykurczone. Draco całymi nocami siedział przy jej łóżku, całując matczyne dłonie tak, jak ona robiła to w dzieciństwie, sprawiając, że ból mijał, a rany goiły się natychmiast – bezskutecznie. 

Spędzał przy niej całe dnie, nocami tylko teleportując się do swojego mieszkania, by móc spać w spokoju. Pewnego dnia, gdy jak co dzień teleportował się przed domem matki z porcją świeżego pieczywa i soku(po wojnie, wszystkie Skrzaty Domowe uciekły, w związku z czym musieli ze wszystkim radzić sobie sami) zastał w nim obcą kobietę, która podśpiewując pod nosem krzątała się po kuchni – tak właśnie poznał Astorię Greengrass, najbardziej opiekuńczą, pełną troski i cierpliwości kobietę.

Spędzali godziny na rozmowach – z początku o codzienności, z czasem otworzyli przed sobą drzwi do swych koszmarów. Draco znał jej obawy, wiedział o czym śni nocami, gdy budzi się z krzykiem i rozumiał – tak po prostu. Nie zadawali sobie niepotrzebnych pytań, nie czynili wielkich wyznań – z czasem, niemal niezauważalnie, stali się sobie bardzo bliscy. Nierozłączni.

To ona, pewnego jesiennego wieczoru gdy siedzieli na tarasie, a Draco okrywał śpiącą na bujanym fotelu Narcyzę, powiedziała mu: – Draco, ona nie chciała cię zapomnieć. Nie miała wpływu na to, co Alzheimer zabierze z jej życia, próbowała tylko pozbyć się bolesnych wspomnień, a ciebie zabrano jej wbrew woli.

Jej słowa dały mu do myślenia – chciał za wszelką cenę poznać naturę magicznego Alzheimera, dowiedzieć się jak może pomóc swojej matce i innym; Znaleźć lekarstwo. Zrozumieć. Jakiś czas zajęło mu skończenie szkoły – choroba matki rozwijała się tak szybko, że udało mu się dostać na przyspieszony kurs, gdzie zdał wszystkie egzaminy z najlepszymi wynikami w historii całej swojej nauki. A potem, potem dostał staż w Mugolsko-Magicznym Instytucie Medycyny Nowoczesnej. I życie nagle nabrało sensu.

Draco nigdy nie spodziewał się, że zostanie Uzdrowicielem to coś, czego pragnął – ojciec od zawsze wpajał w niego inne wartości, uczył go żądzy władzy i potęgi, i nigdy, przenigdy nie pozwoliłby na to, by jego syn używał medycyny mugolskiej do leczenia właśnie mugoli. Tak jednak było – nowe wymogi Ministerstwa Magii sprawiły, że każdy Uzdrowiciel musiał znać podstawy tradycyjnej medycyny mugolskiej, nim w ogóle zacznie zgłębiać jej magiczne tajniki. Takim sposobem, minęły trzy lata, a Draco dopiero od miesiąca mógł leczyć pacjentów za pomocą magii.

Nowe wymogi Ministerstwa sprawiły także, że Draco był pod nadzorem Opiekuna Kuratoryjnego – co pozwoliło mu uniknąć pobytu w Azkabanie – oraz musiał uczęszczać na terapię dla osób pokrzywdzonych przez konszachty Voldemorta. Co miesiąc więc stawiał się u pana Smeatha – swojego Opiekuna – i co dwa tygodnie uczęszczał na dwugodzinną terapię. Czuł się dobrze. Być może nawet tego potrzebował. Po trzech latach, zdecydowali się sprzedać Dwór Malfoyów i przeprowadzili się – on, Astoria i Narcyza – do pięknego dworku na wsi, gdzie jego matka mogła zajmować się ogrodem, który tak pokochała i zawsze być przy nim.

Nie zmieniło to faktu, że patrzenie na matkę nadal rozrywało mu serce.


-X-


Ostatnio stał się pracoholikiem – tak mu powiedziała, gdy o świcie wychodził dziś do pracy. Draco był w stanie to przyznać, owszem, często przychodził do Instytutu jako jeden z pierwszych(nawet w dni, kiedy nie był potrzebny) i wychodził, jako jeden z ostatnich. Mimo to, nie czuł się zmęczony. Całe dnie spędzał to w laboratorium, to na oddziale, obserwując pacjentów. Lubił tę pracę – lubił czuć się potrzebny, to sprawiało, że w pewien sposób czuł się mniej winny za wszystkie okrucieństwa, które kiedyś popełnił.

Uzdrowiciel Draco Malfoy – dumnie głosiła jego plakietka i Draco naprawdę czuł, że ciężka praca w końcu się opłaciła. Ostatnie trzy lata były katorgą – spędzał całe dnie z nosem pośród książek, jeszcze więcej czasu poświęcając na praktyki i przygotowywanie się do egzaminów. Teraz, dumnie prężąc się w białym kitlu mógł śmiało powiedzieć, że było warto.

No, może nie wliczając tony kart pacjentów, które musiał wypełniać każdego wieczora. Znał każdy przypadek na pamięć – wiedział, że pani Smith nie cierpi przeciągów, pan Douglas koniecznie musi dostać szklankę wody rano przed podaniem leków, a mała Stacy Boomer okropnie boi się igieł, w związku z czym zamiast tradycyjnych zastrzyków podawane są jej magiczne odpowiedniki – mimo to, codziennie kazano mu zapisywać każde z tych zaleceń i każdą czynność wykonaną tego dnia przy pacjencie. Było to męczące i niejednokrotnie to ta papierkowa robota sprawiała, że musiał znacznie dłużej zostawać w pracy – lub po prostu nie wracał do domu, czekając na kolejny dyżur w pokoju lekarskim.

Było około drugiej w nocy, gdy ostatnia z pielęgniarek dyżurujących postanowiła pójść się przespać – na co Draco oczywiście jej pozwolił, w końcu i tak miał jeszcze dużo kart do wypełnienia – i Draco został sam na oddziale. Wokół słychać było tylko szum pomp oddechowych i ciche pykanie monitorów serca – obowiązkowe wyposażenie każdej z sal, od czasów nowej Reformy Medycyny Magicznej. Draco lubił te dźwięki, uspakajały go i odprężały, pozwalając się skupić. 

Wpisując kolejne zalecenia do karty jednego z nowo przyjętych pacjentów, Draco westchnął, przeciągając się na swoim krześle. Spojrzał na zegarek – dochodziła trzecia nad ranem. Ziewnął szeroko i zajrzał do swojego kubka – był pusty. Draco odłożył długopis i sięgając po kubek, ruszył w kierunku pokoju lekarskiego, gdzie czekał na niego automat z przepyszną kawą. Włączył standardowy dla siebie program – gorzka, z dużą ilością mleka – po czym odczekał chwilę, patrząc jak jego kubek wypełnia się po brzegi gorącym napojem. 

Właśnie sięgał po napój, gdy na korytarzu usłyszał głuche klapnięcie, jakby coś ciężkiego upadło z echem na szpitalną posadzkę, powodujące, że zatrzymał się w połowie ruchu. Było to dziwne, zwłaszcza w środku nocy i Draco natychmiast obrócił się na pięcie, kierując w kierunku, skąd dochodził dźwięk. Skręcił w korytarz prowadzący do biurka dyżurnego i zatrzymał się – nikogo nie było.

I wtedy to usłyszał – cichy, bulgoczący oddech, przerywany kwileniem. Jakby ktoś charczał, próbując coś powiedzieć i jednocześnie dusił się własną krwią. Powoli ruszył przed siebie. Pierwsze zza rogu wyłoniły się jej bose stopy i poranione łydki, w które wbite były odłamki szkła. To właśnie wtedy przyspieszył, dopadając do jej poranionego ciała – widział wiele ataków Śmierciożerców, jednak to co właśnie rozgrywało się przed jego oczami było najgorszym, jak do tej pory.

Kobieta, kimkolwiek była, została niemal skatowana – jej twarz była jedną, wielką opuchlizną, ciało pokrywały siniaki i głębokie, cięte rany, miejscami w jej ciało wbite były odłamki szkła. Draco zakrztusił się powietrzem, szybko wyczarowując nosze, na których położył kobietę. 

Jej opuchnięte oczy spoglądały na niego z błaganiem, którego nie umiał rozszyfrować. 

– Proszę Pani, słyszy mnie Pani? – zapytał, świecąc jej w oczy latarką, badając reakcję źrenic. – Jest Pani w Mugolsko-Magicznym Instytucie Medycyny Nowoczesnej, czy wie Pani jak się nazywa?

Kiwnęła głową. 

– Daphne! – Draco krzyknął, wołając pielęgniarkę i wtedy poczuł mocny uścisk na swej dłoni. Spojrzał w dół. Kobieta, która do tej pory nie miała siły się poruszyć, teraz mocno ściskała jego palce, zamaszyście zaprzeczając ruchem głowy.

– Nie rozumiesz, ja muszę wezwać pomoc – powiedział, nim zdążył ugryźć się w język. Od kiedy on dyskutuje z pacjentami?

– P-proszę – wydała z siebie charczący dźwięk, a Draco zamarł. 

– Granger? – Nim zdążyła mu odpowiedzieć, straciła przytomność.


-X-


Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale zabrał ją do jednej z nieużywanych sal w starym skrzydle Instytutu. Po raz pierwszy odkąd został Uzdrowicielem, trzęsły mu się ręce, gdy dokładnymi ruchami opatrywał wszystkie jej rany. Po raz pierwszy też miał ochotę zwymiotować, gdy zdał sobie sprawę, że na jej ciele jest wiele częściowo zagojonych i świeżych blizn, wskazujących na wieloletnie torturowanie – jakim cudem nikt nie zauważył zniknięcia tak ważnej dla świata czarownicy? 

Draco nigdy nie był związany z tą kobietą – nigdy nie żywili do siebie żadnych uczuć poza odrazą i w przypadku blondyna, zazdrością – jednak, nie wiedząc czemu, czuł się okropnie, widząc ją w takim stanie. Podał jej wszelkie możliwe eliksiry przeciwbólowe, a mimo to jej twarz nadal wykrzywiona była w grymasie bólu. Draco spoglądał na nią, kiedy przeczesywał jej włosy palcami, wyciągając z nich kawałki szkieł. Nie rozumiał – gdzie był jej mąż, ten cholerny Weasley, gdy to wszystko się działo?

I dlaczego Granger tak panicznie nie chciała, by widział ją ktokolwiek poza nim?

Niektóre rany udało mu się zaszyć mugolskimi sposobami, inne wymagały magicznych eliksirów, a złamaną rękę musiał umieścić tymczasowo w gipsie – mimo to, rankiem, kiedy wszyscy lekarze i pielęgniarki powoli zaczynali schodzić się do pracy, Hermiona nadal potrzebowała jeszcze wielu godzin opieki.

Dochodziła dziewiąta, gdy zaczęła powoli otwierać oczy. W pierwszej chwili, wpadła w panikę, zaczynając rzucać się na łóżku próbowała ze wszystkich sił odłączyć wszystkie kable, do których była podłączona. Monitory wrzasnęły przeraźliwie, gdy straciły łączność z jej sercem i Draco w duchu dziękował za swoją przezorność i to, że wcześniej zabezpieczył pomieszczenie zaklęciami wyciszającymi.

– Nie... Nie, proszę – jęczała, rzucając się po łóżku. – Proszę, przestań, to boli!

Draco dopadł do niej, delikatnie kładąc dłonie na jej ramionach. – Hej, hej, Granger, spójrz na mnie! Hej, popatrz na mnie!

Mimo jego próśb, Kobieta nadal histerycznie rzucała się po łóżku. Draco nigdy nie miał styczności z pacjentami, którzy przeszli taką traumę i zaczął przeklinać sam siebie za to, że nie poprosił Daphne o pomoc – dziewczyna wiedziałaby co zrobić z taką pacjentką znacznie lepiej, niż on.

W desperacji, chwycił jej dłonie i mocno przycisnął do klatki dziewczyny. Zawyła z bólu, jednak przestała rzucać się po łóżku, choć jej oddech nadal był mocno przyspieszony.

- Przepraszam – szepnął. – Spójrz na mnie, Hermiono. – Dziewczyna powoli odwróciła wzrok. Jej spuchnięte oczy przepełnione były strachem.

- Nazywam się Draco Malfoy, pamiętasz mnie? – Kiwnęła głową.

- Dobrze, bardzo dobrze – szepnął cicho, uważnie się jej przyglądając. – Czy wiesz dlaczego tu jesteś? Co się stało?

Jej oczy wypełniły łzy, zaczęła poruszać głową, prosić, by przestał. 

- Cholera. Shhh, Granger, shhh... Już wszystko dobrze, nikt cię nie skrzywdzi, shhh, spokojnie, jesteś tu bezpieczna. – Jej łkanie powoli zaczęło przeobrażać się w krzyk. Draco, doprowadzony do ostateczności zdecydował się podać lek uspokajający. Nim łzy na jej policzkach zdążyły wyschnąć, Hermiona Granger pogrążyła się w głębokim śnie.

Draco wyszedł z jej sali tylko na kilka minut – ruszył do pokoju dyżurnego, by odbić swoją kartę. Oficjalnie, Draco Malfoy był tego dnia w domu. Nieoficjalnie spędził go przy łóżku kobiety, którą kiedyś nazywał wrogiem. Monitorował jej sen, jednocześnie bandażując kolejne zranienia, zmieniając opatrunki i czekając, aż eliksir zrostu kości zacznie wreszcie działać(z powodu osłabienia organizmu i dużej utraty krwi, wszystkie eliksiry oraz lekarstwa zdawały się działać znacznie wolniej niż zazwyczaj).

Był zmęczony, niemal wykończony, jednak nawet na sekundę nie pomyślał, by ją zostawić. Cokolwiek przeszła ta dziewczyna, była przerażona i Draco, jako lekarz Uzdrowiciel, nie mógł ryzykować, że obudzi się, gdy nikogo nie będzie wokół. Poza tym, złamał kilka ładnych przepisów, gdy ją tutaj umieścił. Nawet nie chciał myśleć, co się stanie, gdy któryś z jego przełożonych się o tym dowie.

Korzystając z telefonu komórkowego - Astoria zmusiła go, by sobie taki zakupił, w razie gdyby coś stało się z matką - Draco zadzwonił do domu, z miejsca wymyślając bajkę o przedłużającym się zabiegu.

Tego dnia, Draco po raz kolejny nie wrócił do domu. I po raz pierwszy było to z powodu Hermiony Granger.


-X-


Siemano, Żabcie!
No i mamy piąteczkę! Myślę, że nikt - a już zwłaszcza ja - nie spodziewał się jej tak prędko. Udało mi się jednak uwinąć z rozdziałem znacznie szybciej niż zazwyczaj i, cholera, jestem z niego zadowolona.
Dziękuję Wam za tak masywny odzew pod poprzednim rozdziałem - ilość gwiazdek i komentarzy(czy to tutaj, czy na facebooku, czy na twitterze) maksymalnie mnie zaskoczyła i bardzo Wam za to dziękuję! Nie spodziewałam się tak pozytywnych reakcji pod tak... innym opowiadaniem. Jeszcze raz bardzo, bardzo Wam dziękuję!

Jednocześnie zapraszam do obserwowania #BliznyDramione na twitterze, gdzie pojawiają się powiadomienia o nowych rozdziałach, a także tweety z przebiegu pisania.

Do następnego, Żabcie!

Ps. Kto cieszy się z wielkiego powrotu Dracona Malfoya? :D

~ Ef.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz