"Moje życie przepełnione było wielką samotnością. Na zawsze pozostanę podejrzliwy. Nie da się uciec od przeszłości."
J. K. Rowling - Harry Potter i Przeklęte Dziecko
Patrzenie na nią bolało.
Każdego dnia spotykało go jej puste, pozbawione wyrazu spojrzenie,
które mimowolnie łamało mu serce. Bolało go widzieć ją w ten sposób -
pozbawioną chęci do życia, smutną, zaniedbaną. To było tak nienaturalne,
tak dziwne widzieć ją w ten sposób.
Jego matka zawsze była
zadbaną, szanującą się kobietą. Jej włosy zawsze były idealnie spięte,
makijaż perfekcyjny, strój nienagannie wyprasowany - nie pamiętał, by
kiedykolwiek widział ją w innej postaci, niż perfekcyjna. Nawet, kiedy
śmierciożercy panoszyli się w ich domu, Narcyza zawsze wyglądała
olśniewająco - w trakcie Bitwy o Hogwart, była jedyną kobietą z pełnym
makijażem i w butach na obcasie; właśnie taka była jego matka,
nienaganna. Niezależnie od sytuacji, niezależnie od jej stanu zdrowia
czy psychiki – otoczka, którą wokół siebie stworzyła zawsze była
niepoprawnie idealna. Było w tym coś fascynującego, pokazywało jej
wewnętrzną siłę i dumę, a Draco podziwiał te cechy w swej matce.
Wszystko zmieniło się,
gdy po wygranej bitwie wrócili do domu – sami, we dwoje. Lucjusz niemal
natychmiast został pojmany przez grupę Aurorów, a postawione mu zarzuty
na długi czas skierowały go do Azkabanu. Prawdopodobnie wizja
ewentualnie czekającego go wyroku sprawiła, że Narcyza – jego ukochana
matka – zaczęła się zmieniać.
Draco pamiętał ten
dzień. Gdy, trzymając się za ręce, weszli do miejsca, które niegdyś
zwali domem. W środku panowało spustoszenie – zniszczone meble pokryte
kurzem, podłoga z widocznymi śladami krwi, obdrapane z tapet ściany;
Wszystko to sprawiało, że miejsce, w którym Draco przeżył swoje
względnie szczęśliwe dzieciństwo, nagle stało mu się kompletnie obce.
Stali więc tak w progu, ręka w rękę, dłonie splecione, serca bijące
jednym – zmęczonym – rytmem i nie wiedzieli, co robić dalej. Pamięta,
jak Narcyza wyrwała dłoń z jego uścisku, jak niedbałym gestem przesunęła
dłonią po swoich włosach, zgrabnie spinając je w zwyczajny kucyk na
środku – wtedy Draco zrozumiał, że nigdy nie widział matki w tak
zwyczajnej fryzurze jak kitka – podwinęła rękawy swej sukni i tak po
prostu, wyczarowując wiadro zaczęła zbierać porozrzucane po podłodze
strony Proroka Codziennego. Patrząc na swą matkę, która sprzątała
miejsce, które zmieniło ich życie w niekończącą się katastrofę jak
zwyczajna mugolka, Draco zrozumiał, że wojna się skończyła. I zapłakał z
ulgi.
Po jakimś czasie, gdy
Dwór Malfoyów został doprowadzony do swej dawnej świetności, Draco
zaczął miewać koszmary – okrutne, wypełnione krzykami bólu i rozpaczy
dochodzącymi z lochów posesji. Wielokrotnie budził się, czując na sobie
natarczywe i wściekłe spojrzenia, wielokrotnie czuł jak ktoś nocą dotyka
jego stóp czy dłoni – raz nawet obudził się w środku nocy, mając
wrażenie, że ktoś go dusi, nie mogąc poruszyć choćby palcem. We własnym
domu, Draco zaczął czuć się więźniem i nieproszonym gościem
jednocześnie. To właśnie ten ostatni incydent, kiedy poczuł się naprawdę
zagrożony sprawił, że zdecydował się na wyprowadzkę.
Narcyza nie mogła być
bardziej wspierająca – razem obejrzeli setki mieszkań, szukając tego
najbardziej odpowiedniego, a kiedy już je znaleźli, była niezastąpioną
pomocą w trakcie meblowania, pomagając mu urządzić swoje gniazdo od
dywanów aż po lampy i dodatki. Właśnie wtedy Draco zaczął zauważać małe
zmiany w swojej matce.
Narcyza często
zapominała. Była rozkojarzona, jej spojrzenie często umykało gdzieś w
dal, jakby wracała do swojego własnego świata. Kilka razy zdarzyło jej
się zamawiać meble do tego samego pokoju – lub w ogóle o nich zapominać,
co sprawiło, że przez długi czas Draco musiał obejść się bez łóżka w
sypialni. Wyglądała również inaczej – jej włosy często były nieuczesane
lub spięte w zwyczajny kucyk, czy warkocz, suknie i barwne szaty
zmieniła na dżinsy i sprane podkoszulki(Draco nawet nie przypuszczał, że
jego matka może mieć takie ubrania w swojej garderobie). Wszystko to
działo się stopniowo – im bardziej urządzony w nowym miejscu był Draco,
tym bardziej w rozsypce zdawała się być Narcyza.
Jego matka zdawała się
coraz częściej zapominać, jaką jest osobą, co osiągnęła w swoim życiu,
jakie były jej obawy czy marzenia – z każdym dniem zmieniała się nie
tylko jej fizyczność i otoczka, którą tworzyła przez lata, zmieniała się
sama Narcyza. Nie była już wyniosłą, stateczną kobietą – potrafiła
chichotać całymi dniami, zbierać kwiaty na łące i zaadoptować trzy koty z
ulicy. Wszystko to jednak zdawało się jej sprawiać radość i Draco
jeszcze nigdy nie widział swej matki tak szczęśliwej.
Aż któregoś dnia, Narcyza zapomniała kim jest jej syn. Tak po prostu.
Uzdrowiciele nazywają to
Alzheimerem i podobno chorują też na to mugole. Ich choroba pochodzi
jednak z mózgu i kwasów, a Narcyza... cóż, doprowadziła do tego sama. „Gdyby tylko pana matka chciała zacząć pamiętać, byłaby w pełni zdrowa"
- powiedzieli mu i tym samym złamali jego serce. Nie mogli zrobić nic,
dopóki Narcyza nie zacznie współpracować – tak mu powiedzieli. A Draco z
każdym dniem czuł się coraz bardziej winny tej sytuacji.
Doszło nawet do tego, że
odwiedził Lucjusza w Azkabanie, gdzie wykrzyczał mu prosto w twarz, że
przez niego matka zapomniała kim jest. Krzyczał i płakał, a wokół
krążyły Dementory, gotowe najeść się jego rozpaczą. Lucjusz miał
kamienną twarz i wzrok pełen obłędu, jednak za każdym razem słysząc imię
Narcyzy, rozświetlał je blask i ciekawskim tonem mówił „Narcyza? Jakie to piękne imię, jak kwiaty".
Być może kiedyś, nim zawładnęła nim żądza władzy i chęć służenia
Czarnemu Panu, Lucjusz kochał jego matkę, być może naprawdę myślał, że
Narcyza to piękne imię i być może Draco byłby w stanie wybaczyć mu
wszystko, do czego doprowadził, jednak... Być może było już na to za
późno.
Wychodząc, Draco
ucałował spocone czoło Lucjusza. Był to pierwszy, a zarazem ostatni raz,
gdy Draco odwiedził swego ojca w celi. Gdy wrota Azkabanu zamknęły się
za nim, a Strażnicy poczęli odprowadzać go ku łodzi, czekającej na niego
w porcie, Draco zrozumiał, że po raz pierwszy w historii rodu, Malfoy
został sam. I poczuł się jeszcze gorzej.
Całe tygodnie zajęło mu
dojście do siebie. W międzyczasie, Narcyza traktowała go jak klienta,
któremu urządzała mieszkanie – co łamało mu serce za każdym razem, gdy
zwracała się do niego „Panie Milroy!", choć wielokrotnie
powtarzał jej swoje prawdziwe nazwisko. Czuł się zniszczony. Jego życie
pozbawione było jakiegokolwiek sensu. Codziennie patrzył, jak jego
ukochana matka staje się mu coraz bardziej obcą osobą i nie mógł nic
zrobić, nie był w stanie temu zapobiec.
Jakiś czas po ukończeniu
mieszkania, Draco dostał kolejne wezwanie do Wizengamotu. Gdyby miał
mało problemów, to poniekąd, wciąż wisiała nad nim klątwa Azkabanu. Miał
kilka możliwości, owszem, jednak wszystkie z nich wiązały się z
kilkumiesięcznym pobytem w tym miejscu, a Draco wiedział aż za dobrze,
że nawet kilka dni w Azkabanie zrobiłoby z niego szaleńca. Byli w
połowie rozprawy, gdy Draco został wezwany do Świętego Munga – Narcyza
niemal spaliła Dwór, rozpalając ognisko na środku salonu. Draco nie
czekał na pozwolenie sędziów, po prostu się teleportował.
Narcyza miała poważne
oparzenia całego ciała – jej szata stanęła w płomieniach, kiedy w
przypływie otrzeźwienia próbowała ugasić ognisko. Draco jeszcze nigdy
nie czuł się tak winny, wypadek matki nagle uświadomił mu, że będzie
musiał wrócić do miejsca, którego tak nienawidził. Tak się jednak nie
stało - Ministerstwo Magii, współpracując ze Szpitalem Św. Munga
postanowiło przydzielić Narcyzie opiekuna – miał z nią mieszkać w
Dworze, kiedy Draco nie będzie w pobliżu i, na Merlina, było to dla
niego zbawieniem.
Narcyza wyszła ze
szpitala kilka tygodni później – jej niegdyś zgrabne, zadbane dłonie
pokryte teraz były sztywną tkanką blizn, przez które palce zawsze były
lekko przykurczone. Draco całymi nocami siedział przy jej łóżku, całując
matczyne dłonie tak, jak ona robiła to w dzieciństwie, sprawiając, że
ból mijał, a rany goiły się natychmiast – bezskutecznie.
Spędzał przy niej całe
dnie, nocami tylko teleportując się do swojego mieszkania, by móc spać w
spokoju. Pewnego dnia, gdy jak co dzień teleportował się przed domem
matki z porcją świeżego pieczywa i soku(po wojnie, wszystkie Skrzaty
Domowe uciekły, w związku z czym musieli ze wszystkim radzić sobie sami)
zastał w nim obcą kobietę, która podśpiewując pod nosem krzątała się po
kuchni – tak właśnie poznał Astorię Greengrass, najbardziej opiekuńczą,
pełną troski i cierpliwości kobietę.
Spędzali godziny na
rozmowach – z początku o codzienności, z czasem otworzyli przed sobą
drzwi do swych koszmarów. Draco znał jej obawy, wiedział o czym śni
nocami, gdy budzi się z krzykiem i rozumiał – tak po prostu. Nie
zadawali sobie niepotrzebnych pytań, nie czynili wielkich wyznań – z
czasem, niemal niezauważalnie, stali się sobie bardzo bliscy.
Nierozłączni.
To ona, pewnego
jesiennego wieczoru gdy siedzieli na tarasie, a Draco okrywał śpiącą na
bujanym fotelu Narcyzę, powiedziała mu: – Draco, ona nie chciała cię
zapomnieć. Nie miała wpływu na to, co Alzheimer zabierze z jej życia,
próbowała tylko pozbyć się bolesnych wspomnień, a ciebie zabrano jej
wbrew woli.
Jej słowa dały mu do
myślenia – chciał za wszelką cenę poznać naturę magicznego Alzheimera,
dowiedzieć się jak może pomóc swojej matce i innym; Znaleźć lekarstwo.
Zrozumieć. Jakiś czas zajęło mu skończenie szkoły – choroba matki
rozwijała się tak szybko, że udało mu się dostać na przyspieszony kurs,
gdzie zdał wszystkie egzaminy z najlepszymi wynikami w historii całej
swojej nauki. A potem, potem dostał staż w Mugolsko-Magicznym Instytucie
Medycyny Nowoczesnej. I życie nagle nabrało sensu.
Draco nigdy nie
spodziewał się, że zostanie Uzdrowicielem to coś, czego pragnął – ojciec
od zawsze wpajał w niego inne wartości, uczył go żądzy władzy i potęgi,
i nigdy, przenigdy nie pozwoliłby na to, by jego syn używał medycyny
mugolskiej do leczenia właśnie mugoli. Tak jednak było – nowe wymogi
Ministerstwa Magii sprawiły, że każdy Uzdrowiciel musiał znać podstawy
tradycyjnej medycyny mugolskiej, nim w ogóle zacznie zgłębiać jej
magiczne tajniki. Takim sposobem, minęły trzy lata, a Draco dopiero od
miesiąca mógł leczyć pacjentów za pomocą magii.
Nowe wymogi Ministerstwa
sprawiły także, że Draco był pod nadzorem Opiekuna Kuratoryjnego – co
pozwoliło mu uniknąć pobytu w Azkabanie – oraz musiał uczęszczać na
terapię dla osób pokrzywdzonych przez konszachty Voldemorta. Co miesiąc
więc stawiał się u pana Smeatha – swojego Opiekuna – i co dwa tygodnie
uczęszczał na dwugodzinną terapię. Czuł się dobrze. Być może nawet tego
potrzebował. Po trzech latach, zdecydowali się sprzedać Dwór Malfoyów i
przeprowadzili się – on, Astoria i Narcyza – do pięknego dworku na wsi,
gdzie jego matka mogła zajmować się ogrodem, który tak pokochała i
zawsze być przy nim.
Nie zmieniło to faktu, że patrzenie na matkę nadal rozrywało mu serce.
-X-
Ostatnio stał się
pracoholikiem – tak mu powiedziała, gdy o świcie wychodził dziś do
pracy. Draco był w stanie to przyznać, owszem, często przychodził do
Instytutu jako jeden z pierwszych(nawet w dni, kiedy nie był potrzebny) i
wychodził, jako jeden z ostatnich. Mimo to, nie czuł się zmęczony. Całe
dnie spędzał to w laboratorium, to na oddziale, obserwując pacjentów.
Lubił tę pracę – lubił czuć się potrzebny, to sprawiało, że w pewien
sposób czuł się mniej winny za wszystkie okrucieństwa, które kiedyś
popełnił.
Uzdrowiciel Draco Malfoy
– dumnie głosiła jego plakietka i Draco naprawdę czuł, że ciężka praca w
końcu się opłaciła. Ostatnie trzy lata były katorgą – spędzał całe dnie
z nosem pośród książek, jeszcze więcej czasu poświęcając na praktyki i
przygotowywanie się do egzaminów. Teraz, dumnie prężąc się w białym
kitlu mógł śmiało powiedzieć, że było warto.
No, może nie wliczając
tony kart pacjentów, które musiał wypełniać każdego wieczora. Znał każdy
przypadek na pamięć – wiedział, że pani Smith nie cierpi przeciągów,
pan Douglas koniecznie musi dostać szklankę wody rano przed podaniem
leków, a mała Stacy Boomer okropnie boi się igieł, w związku z czym
zamiast tradycyjnych zastrzyków podawane są jej magiczne odpowiedniki –
mimo to, codziennie kazano mu zapisywać każde z tych zaleceń i każdą
czynność wykonaną tego dnia przy pacjencie. Było to męczące i
niejednokrotnie to ta papierkowa robota sprawiała, że musiał znacznie
dłużej zostawać w pracy – lub po prostu nie wracał do domu, czekając na
kolejny dyżur w pokoju lekarskim.
Było około drugiej w
nocy, gdy ostatnia z pielęgniarek dyżurujących postanowiła pójść się
przespać – na co Draco oczywiście jej pozwolił, w końcu i tak miał
jeszcze dużo kart do wypełnienia – i Draco został sam na oddziale. Wokół
słychać było tylko szum pomp oddechowych i ciche pykanie monitorów
serca – obowiązkowe wyposażenie każdej z sal, od czasów nowej Reformy
Medycyny Magicznej. Draco lubił te dźwięki, uspakajały go i odprężały,
pozwalając się skupić.
Wpisując kolejne
zalecenia do karty jednego z nowo przyjętych pacjentów, Draco westchnął,
przeciągając się na swoim krześle. Spojrzał na zegarek – dochodziła
trzecia nad ranem. Ziewnął szeroko i zajrzał do swojego kubka – był
pusty. Draco odłożył długopis i sięgając po kubek, ruszył w kierunku
pokoju lekarskiego, gdzie czekał na niego automat z przepyszną kawą.
Włączył standardowy dla siebie program – gorzka, z dużą ilością mleka –
po czym odczekał chwilę, patrząc jak jego kubek wypełnia się po brzegi
gorącym napojem.
Właśnie sięgał po napój,
gdy na korytarzu usłyszał głuche klapnięcie, jakby coś ciężkiego upadło
z echem na szpitalną posadzkę, powodujące, że zatrzymał się w połowie
ruchu. Było to dziwne, zwłaszcza w środku nocy i Draco natychmiast
obrócił się na pięcie, kierując w kierunku, skąd dochodził dźwięk.
Skręcił w korytarz prowadzący do biurka dyżurnego i zatrzymał się –
nikogo nie było.
I wtedy to usłyszał –
cichy, bulgoczący oddech, przerywany kwileniem. Jakby ktoś charczał,
próbując coś powiedzieć i jednocześnie dusił się własną krwią. Powoli
ruszył przed siebie. Pierwsze zza rogu wyłoniły się jej bose stopy i
poranione łydki, w które wbite były odłamki szkła. To właśnie wtedy
przyspieszył, dopadając do jej poranionego ciała – widział wiele ataków
Śmierciożerców, jednak to co właśnie rozgrywało się przed jego oczami
było najgorszym, jak do tej pory.
Kobieta, kimkolwiek
była, została niemal skatowana – jej twarz była jedną, wielką
opuchlizną, ciało pokrywały siniaki i głębokie, cięte rany, miejscami w
jej ciało wbite były odłamki szkła. Draco zakrztusił się powietrzem,
szybko wyczarowując nosze, na których położył kobietę.
Jej opuchnięte oczy spoglądały na niego z błaganiem, którego nie umiał rozszyfrować.
– Proszę Pani, słyszy
mnie Pani? – zapytał, świecąc jej w oczy latarką, badając reakcję
źrenic. – Jest Pani w Mugolsko-Magicznym Instytucie Medycyny
Nowoczesnej, czy wie Pani jak się nazywa?
Kiwnęła głową.
– Daphne! – Draco
krzyknął, wołając pielęgniarkę i wtedy poczuł mocny uścisk na swej
dłoni. Spojrzał w dół. Kobieta, która do tej pory nie miała siły się
poruszyć, teraz mocno ściskała jego palce, zamaszyście zaprzeczając
ruchem głowy.
– Nie rozumiesz, ja muszę wezwać pomoc – powiedział, nim zdążył ugryźć się w język. Od kiedy on dyskutuje z pacjentami?
– P-proszę – wydała z siebie charczący dźwięk, a Draco zamarł.
– Granger? – Nim zdążyła mu odpowiedzieć, straciła przytomność.
-X-
Sam nie wiedział,
dlaczego to zrobił, ale zabrał ją do jednej z nieużywanych sal w starym
skrzydle Instytutu. Po raz pierwszy odkąd został Uzdrowicielem, trzęsły
mu się ręce, gdy dokładnymi ruchami opatrywał wszystkie jej rany. Po raz
pierwszy też miał ochotę zwymiotować, gdy zdał sobie sprawę, że na jej
ciele jest wiele częściowo zagojonych i świeżych blizn, wskazujących na
wieloletnie torturowanie – jakim cudem nikt nie zauważył zniknięcia tak
ważnej dla świata czarownicy?
Draco nigdy nie był
związany z tą kobietą – nigdy nie żywili do siebie żadnych uczuć poza
odrazą i w przypadku blondyna, zazdrością – jednak, nie wiedząc czemu,
czuł się okropnie, widząc ją w takim stanie. Podał jej wszelkie możliwe
eliksiry przeciwbólowe, a mimo to jej twarz nadal wykrzywiona była w
grymasie bólu. Draco spoglądał na nią, kiedy przeczesywał jej włosy
palcami, wyciągając z nich kawałki szkieł. Nie rozumiał – gdzie był jej
mąż, ten cholerny Weasley, gdy to wszystko się działo?
I dlaczego Granger tak panicznie nie chciała, by widział ją ktokolwiek poza nim?
Niektóre rany udało mu
się zaszyć mugolskimi sposobami, inne wymagały magicznych eliksirów, a
złamaną rękę musiał umieścić tymczasowo w gipsie – mimo to, rankiem,
kiedy wszyscy lekarze i pielęgniarki powoli zaczynali schodzić się do
pracy, Hermiona nadal potrzebowała jeszcze wielu godzin opieki.
Dochodziła dziewiąta,
gdy zaczęła powoli otwierać oczy. W pierwszej chwili, wpadła w panikę,
zaczynając rzucać się na łóżku próbowała ze wszystkich sił odłączyć
wszystkie kable, do których była podłączona. Monitory wrzasnęły
przeraźliwie, gdy straciły łączność z jej sercem i Draco w duchu
dziękował za swoją przezorność i to, że wcześniej zabezpieczył
pomieszczenie zaklęciami wyciszającymi.
– Nie... Nie, proszę – jęczała, rzucając się po łóżku. – Proszę, przestań, to boli!
Draco dopadł do niej, delikatnie kładąc dłonie na jej ramionach. – Hej, hej, Granger, spójrz na mnie! Hej, popatrz na mnie!
Mimo jego próśb, Kobieta
nadal histerycznie rzucała się po łóżku. Draco nigdy nie miał
styczności z pacjentami, którzy przeszli taką traumę i zaczął przeklinać
sam siebie za to, że nie poprosił Daphne o pomoc – dziewczyna
wiedziałaby co zrobić z taką pacjentką znacznie lepiej, niż on.
W desperacji, chwycił
jej dłonie i mocno przycisnął do klatki dziewczyny. Zawyła z bólu,
jednak przestała rzucać się po łóżku, choć jej oddech nadal był mocno
przyspieszony.
- Przepraszam – szepnął.
– Spójrz na mnie, Hermiono. – Dziewczyna powoli odwróciła wzrok. Jej
spuchnięte oczy przepełnione były strachem.
- Nazywam się Draco Malfoy, pamiętasz mnie? – Kiwnęła głową.
- Dobrze, bardzo dobrze – szepnął cicho, uważnie się jej przyglądając. – Czy wiesz dlaczego tu jesteś? Co się stało?
Jej oczy wypełniły łzy, zaczęła poruszać głową, prosić, by przestał.
- Cholera. Shhh,
Granger, shhh... Już wszystko dobrze, nikt cię nie skrzywdzi, shhh,
spokojnie, jesteś tu bezpieczna. – Jej łkanie powoli zaczęło przeobrażać
się w krzyk. Draco, doprowadzony do ostateczności zdecydował się podać
lek uspokajający. Nim łzy na jej policzkach zdążyły wyschnąć, Hermiona
Granger pogrążyła się w głębokim śnie.
Draco wyszedł z jej sali
tylko na kilka minut – ruszył do pokoju dyżurnego, by odbić swoją
kartę. Oficjalnie, Draco Malfoy był tego dnia w domu. Nieoficjalnie
spędził go przy łóżku kobiety, którą kiedyś nazywał wrogiem. Monitorował
jej sen, jednocześnie bandażując kolejne zranienia, zmieniając
opatrunki i czekając, aż eliksir zrostu kości zacznie wreszcie działać(z
powodu osłabienia organizmu i dużej utraty krwi, wszystkie eliksiry
oraz lekarstwa zdawały się działać znacznie wolniej niż zazwyczaj).
Był zmęczony, niemal
wykończony, jednak nawet na sekundę nie pomyślał, by ją zostawić.
Cokolwiek przeszła ta dziewczyna, była przerażona i Draco, jako lekarz
Uzdrowiciel, nie mógł ryzykować, że obudzi się, gdy nikogo nie będzie
wokół. Poza tym, złamał kilka ładnych przepisów, gdy ją tutaj umieścił.
Nawet nie chciał myśleć, co się stanie, gdy któryś z jego przełożonych
się o tym dowie.
Korzystając z telefonu
komórkowego - Astoria zmusiła go, by sobie taki zakupił, w razie gdyby
coś stało się z matką - Draco zadzwonił do domu, z miejsca wymyślając
bajkę o przedłużającym się zabiegu.
Tego dnia, Draco po raz kolejny nie wrócił do domu. I po raz pierwszy było to z powodu Hermiony Granger.
-X-
Siemano, Żabcie!
No i mamy piąteczkę!
Myślę, że nikt - a już zwłaszcza ja - nie spodziewał się jej tak prędko.
Udało mi się jednak uwinąć z rozdziałem znacznie szybciej niż zazwyczaj
i, cholera, jestem z niego zadowolona.
Dziękuję Wam za tak
masywny odzew pod poprzednim rozdziałem - ilość gwiazdek i
komentarzy(czy to tutaj, czy na facebooku, czy na twitterze) maksymalnie
mnie zaskoczyła i bardzo Wam za to dziękuję! Nie spodziewałam się tak
pozytywnych reakcji pod tak... innym opowiadaniem. Jeszcze raz bardzo,
bardzo Wam dziękuję!
Jednocześnie zapraszam do obserwowania #BliznyDramione na twitterze, gdzie pojawiają się powiadomienia o nowych rozdziałach, a także tweety z przebiegu pisania.
Do następnego, Żabcie!
Ps. Kto cieszy się z wielkiego powrotu Dracona Malfoya? :D
~ Ef.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz