-->

Rozdział Czwarty

"
"... ludzie mają wrodzony talent do wybierania tego, co dla nich najgorsze"
J. K. Rowling - Harry Potter i Kamień Filozoficzny


Rzecz w zakochaniu polega na tym, że z początku nie widzimy wad ukochanej osoby. Nawet tych, które dla innych są oczywiste. Nasz mózg rzekomo wypiera je wszystkie przytłoczony nadmiarem szczęścia i endorfin. I Hermiona nie była tutaj wyjątkiem - Ron od zawsze był wybuchowy i chorobliwie zazdrosny; Nawet wtedy, gdy byli jeszcze tylko przyjaciółmi, jego zachowanie często było nieracjonalne. Ron często wpadał w gniew tak wielki, że nie dało się go uspokoić a wtedy przeklinał, rzucał słowa na wiatr i często uciekał w złości. Hermiona pamiętała wiele takich sytuacji, a mimo to nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek będzie on w stanie podnieść na nią rękę.

Tak jednak się zdarzyło. Nie raz i nie dwa, a pierwszy raz zaskoczył ją tak bardzo, że zabolało bardziej niż sam policzek. Wtedy jednak była w stanie to sobie wytłumaczyć - był pijany, zdenerwowany przygotowaniami do ślubu, a ona przecież nie mogła go tak po prostu zostawić tuż przed weselem, kiedy wszystko było już niemal dopięte na ostatni guzik. Państwo Weasley włożyli w ten ślub tak wiele przygotowań, tak wiele galeonów utopiono w kucharce, wynajęciu namiotu weselnego i zespołu... Nie, Hermiona zdecydowanie nie mogłaby im tego zrobić - zbyt wiele czasu, emocji i pieniędzy kosztował wszystkich ten dzień.

Poza tym, Ron był od tamtej pory narzeczonym idealnym - niemal nosił ją na rękach, codziennie zapewniając, że to się już nigdy więcej nie powtórzy, tłumaczył, że był zdenerwowany i tak strasznie ją przepraszał. Hermiona pamiętała łzy w jego oczach, kiedy na kolanach klękał przed nią prosząc o wybaczenie. I ten piękny bukiet, który jej podarował... Nie, zdecydowanie nie mogłaby go wtedy zostawić.

Co innego teraz. Czasami Hermiona myślała o tym, opatrując swoje rany czy maskując grubą warstwą makijażu ślady po uderzeniach. Gdyby tylko znalazła w sobie dość siły, mogłaby to zrobić. Mogłaby spakować walizki i odejść bez słowa pożegnania - Ron całymi dniami przesiadywał przecież w pracy, przez większość dnia go nie było i nawet by niczego nie zauważył aż do momentu powrotu. 

Hermiona jakoś by sobie poradziła. Na początku być może zatrzymałaby się u Harry'ego - brunet opowiadał jej o tym, że szuka kilku współlokatorów do domu na Grimmauld Place 12. Z czasem znalazłaby też pracę. Może niekoniecznie w ministerstwie, jak do tej pory, ale coś na pewno by się znalazło. Hermiona była przecież zdolną czarownicą, mogłaby znów zacząć używać magii gdyby musiała. Jakoś dałaby sobie radę ze sobą i z magią, przecież kiedyś... Kiedyś używała jej z przyjemnością. Ale teraz-. Nie, nie zrobiłaby tego. Nie dałaby rady.

Ostatni raz Hermiona Granger użyła magii przed pogrzebem Ginny Weasley, pomagając pani Weasley w sprzątaniu Nory. Od tamtej pory jej różdżka leży głęboko na dnie szuflady, przykryta warstwą ubrań i bielizny. Hermiona nie dotknęła jej już od trzech lat. Czasem wyciągała z szuflady znoszone spodnie i skarpetki, i przez kilka chwil patrzyła na różdżkę z czułością. Przypominała sobie jakie to uczucie, gdy magia przepływała przez jej palce i z sykiem uwalniała się z różdżki... W takich chwilach Hermiona lubiła być sama, wyobrażać sobie, że znów trzyma drewno w dłoni i za pomocą magii tworzy nowy, lepszy świat. Nigdy nie dotykała różdżki, choćby opuszkami palców - tylko wpatrywała się w nią. Czasem uroniła łzę.

Te chwile jednak szybko mijały zastępowane koszmarami i krzykami bliskich. Magia nie była niczym dobrym - przekonali się o tym aż zbyt mocno.

Słysząc pukanie do drzwi, Hermiona oderwała wzrok od czytanej książki - zużyty egzemplarz Historii Hogwartu odłożyła na stolik do kawy i podniosła się z cichym stęknięciem. Odkąd ostatni raz Ron popchnął ją na regał z książkami, miewała bóle kręgosłupa w miejscu, gdzie uderzyła o kant mebla. Rozważała już nad udaniem się do mugolskiego lekarza, jednak musiała z tym poczekać do momentu, aż wygoją się jej pozostałe rany i siniaki. Hermiona nie potrzebowała zbędnej atencji.
Ponowne pukanie do drzwi było już bardziej natarczywe. Ktokolwiek znajdował się po drugiej stronie, coraz bardziej się niecierpliwił i Hermiona mogła mieć tylko nadzieję, że to nie jej mąż. Czasem Ron specjalnie "zapominał" klucza i przychodził bez uprzedzenia w środku dnia, żeby ją sprawdzić czy aby na pewno jest tam, gdzie być powinna - w kuchni. Przede wszystkim jednak sprawdzał czy jest sama.

Lekko krzywiąc się z bólu, Hermiona nacisnęła klamkę.

– Hermiona, no nareszcie, myślałem już, że cię nie ma w domu! – Radosny głos Harry'ego wypełnił przestrzeń ganku, a Hermiona zadrżała. Jeśli Ron wróci teraz do domu, wieczorem czekać ją będzie kolejna awantura. 

– Oh, Harry, nie spodziewałam się ciebie – wydukała cicho, podczas gdy wybraniec przecisnął się obok kobiety, wchodząc w głąb mieszkania. Swoje kroki skierował w stronę kuchni, więc Hermiona powoli ruszyła za nim. 

– Wybacz, że tak bez uprzedzenia – powiedział mężczyzna, szeroko otwierając drzwi lodówki. – Ale muszę z kimś o tym porozmawiać, bo oszaleje. Wziąłem specjalnie wolne w pracy. 

Brunet wynurzył głowę, trzymając w dłoni jogurt i jabłko. 

– Rona nie ma?

Hermiona zaprzeczyła ruchem głowy. Już otwierała usta by coś powiedzieć, kiedy przerwał jej radosny okrzyk wybrańca.

– Szarlotka! Hermiona, złotko, powiedz że mogę!

W głowie Hermiony szalał huragan, kiedy z uśmiechem na ustach odpowiedziała: – Oczywiście, że możesz.

Hermiona już dawno nie widziała Harry'ego w takim stanie. Na jego ustach widniał uśmiech od ucha do ucha, a włosy po raz pierwszy od dłuższego czasu wyglądały na uczesane. Jego twarz wreszcie wygadała na wypoczętą - cokolwiek działo się w życiu jej przyjaciela, wreszcie zaczął sypiać normalnie.

– Hermiono, gdybym w Hogwarcie wiedział że będziesz tak gotować, żeniłbym się z tobą już pierwszego dnia! – Harry zażartował, napychając sobie usta kolejną porcja szarlotki.

Hermiona uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, czekając aż Harry zacznie mówić. W trakcie trwania swojego małżeństwa, Hermiona wreszcie nauczyła nie odzywać się niepytaną - Snape zapewne byłby dumny z Rona i efektów jego tresury. Hermiona potrząsnęła głową chcą wyrzucić z niej gorzkie myśli.

Prawdę mówiąc, czasem o tym myślała - jak wyglądałoby jej życie, gdyby Harry nigdy nie pokochał Ginny, a ją. Byłoby spokojniej, to wiedziała na pewno. Harry był przykładem mężczyzny, który nigdy nie zrobiłby krzywdy swojej kobiecie i Hermiona wiedziała o tym. Aczkolwiek z drugiej strony, kiedyś właśnie tak myślała o Ronie.

Harry nadal milczał i z uśmiechem na ustach pałaszując swą szarlotkę, uważnie przyglądał się kobiecie. Hermiona czuła jak jego wzrok przeszywa jej ciało w każdym miejscu na które padł; Harry umiał czytać z niej jak z otwartej księgi i o ironio nawet jej własny mąż nie znał tak dobrze orzechowowłosej.

– Znów się upił – stwierdził po dłuższych oględzinach kobiety, a Hermiona otworzyła tylko usta chcąc bronić honoru swego męża. Nic z nich jednak nie wypłynęło.

– Hermiono, jak długo jeszcze na to pozwolisz, on nie może codziennie chodzić pijany, pani Weasley w końcu pęknie serce gdy jej syn popadnie w alkoholizm.

Dłoń Harry'ego automatycznie skierowała się ku tej Hermiony, delikatnie ją przykrywając. Pomimo delikatności tego gestu, Hermiona poczuła ból. Po ostatnim wybuchu Rona, mężczyzna długo kazał jej szorować plamy po winie, które rozlał na dywanie i dziewczyna boleśnie obtarła sobie kostki.

– W porządku? – zapytał Harry z troską.

– Tak, to nic takiego – szepnęła zabierając swoją dłoń. – Potknęłam się o stolik, rozlałam wino i zdarłam kostki o dywan przy upadku. – Wzruszyła ramionami. – Lepiej powiedz mi co u ciebie. Wyglądasz... Wyglądasz naprawdę dobrze.

Harry wyprostował się na swoim krześle, spoglądając uważnie na dziewczynę.

– Czy ty sugerujesz, że kiedykolwiek wyglądałem źle? – zapytał udając urażonego.

– Nie śmiałabym – odpowiedziała, chichocząc. – Harry, no powiedz mi wreszcie, umieram z ciekawości!

– Nie uwierzy-. 

Głośne trzaśnięcie drzwiami urwało słowa Harry'ego niczym brzytwa, gładko tnąc powietrze wokół nich. Hermiona podskoczyła, momentalnie prostując się na swoim krześle. W głowie szybko przeanalizowała swój plan dnia, zastanawiając się czy czegoś nie zapomniała zrobić - czegoś odkurzyć, zrobić prania, ugotować... Była niemal pewna, że gdy sięgnęła po książkę zdążyła już wypełnić wszystkie swoje domowe obowiązki, teraz jednak jej głowa pełna była obaw i niepokoju. Ron wrócił dziś znacznie wcześniej niż powinien i jeśli zobaczy Harry'ego, jeśli coś sobie pomyśli...

– Wiedziałem! – gniewny wrzask Rona rozniósł się echem po korytarzu, Hermiona drgnęła z niepokoju. – Wiedziałem, że kog-. – urwał, stając w progu jak wryty. – Harry?

Harry, zdezorientowany całą sytuacją, spoglądał to na Rona, to na swoją przyjaciółkę. Czuł, że nie do końca przewidział swoją wizytę i jeśli Hermiona będzie miała z tego powodu nieprzyjemności, nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć. Ron zawsze był o niego zazdrosny, a po śmierci Ginny doszedł do tego jeszcze głęboki żal o śmierć siostry rudowłosego.

– Cześć Ron, miło cię widzieć. – Harry wstał po dłuższej chwili wahania ze swego miejsca, wyciągając dłoń do niegdyś przyjaciela. Hermiona obserwowała uważnie męża, jak jego wzrok pada na szarlotkę na stole i kubki kawy, jak natarczywie obserwuje jej sylwetkę szukając w niej jakichkolwiek niepokojących znaków, jak następnie wędruje ku Harry'emu, szukając w nim tego samego. Jej dłoń zadrżała lekko, kiedy twarz Rona pociemniała przez sekundę tylko po to, by za chwilę przykryć się uśmiechem - nagle jego sylwetka rozluźniła się, dłoń uścisnęła tę należącą do Harry'ego. Hermiona odetchnęła z ulgą.

– Kochanie zrób nam kawy – jej mąż zwrócił się ku niej z uśmiechem. Hermiona automatycznie wstała ze swojego miejsca. – Albo wiesz co, nie, Harry może napijesz się czegoś mocniejszego?

Harry zawahał się, spoglądając to na mężczyznę, to na kobietę stojącą po jego prawej stronie. Dopiero teraz Harry zauważył, jak kiepsko wygląda jego przyjaciółka - jej cała sylwetka zdawała się być napięta niczym dobrze nastrojona struna, jej włosy straciły cały swój blask a w oczach nie grały już wesołe iskry. Harry wiedział, że z Ronem już długo bezskutecznie starają się o dziecko i wiedział, że Hermiona była pod ogromną presją ze strony pani Weasley. Nie sądził jednak, że ta sytuacja aż tak wpłynie na jego przyjaciółkę.

– Nie wiem czy powinienem – zaczął, uważnie spoglądając na Hermionę, szukając w jej postawie jakiegokolwiek zaprzeczenia. Jeżeli nawet miała coś przeciwko, zupełnie nie dała tego po sobie poznać, nadal zachowując kamienną twarz.

– Ależ daj spokój! – zakrzyknął wesoło Ron, klepiąc Harry'ego w ramię. – Hermiona z pewnością nie ma nic przeciwko, prawda Myszko?

Hermiona zaprzeczyła ruchem głowy: – Nie, Harry, skąd.

– Cóż, jeśli tak... Dobrze, Ron – odpowiedział brunet z wahaniem. Ron klasnął w dłonie, pocierając nimi przez kilka sekund.

– To może w ramach starego zwyczaju napijemy się Ognistej?

Hermiona przełknęła ślinę. Błagam, tylko nie Ognistej - szeptał jej rozsądek. Wiedziała, że im więcej Whiskey Ron w siebie wleje, tym bardziej skłonny będzie do kłótni. Wiedziała też, że jego rozsądek wyłączy się wtedy kompletnie i nie pomogą żadne jej błagania czy tłumaczenia - dokładnie w ten sposób nabawiła się blizny na łokciu, gdy Ron rzucił w nią szklanką wypełnioną po brzegi alkoholem.

Nie odważyła się jednak zaprotestować. Jak zwykle potulnie schyliła głowę i cicho szepnęła: – Pójdę po przekąski.

Ron, wychylając się z kredensu, w którym trzymał swoje zapasy alkoholu z uśmiechem na ustach wykrzyknął: – Jesteś złotem, kochanie.

Wychodząc z pomieszczenia, Hermiona zastanawiała się jak długo jeszcze Ron zamierzał ją obijać, sprawdzając jej autentyczność.


-X-


Wieczór mijał spokojnie. Hermiona ani się obejrzała, a kolejna butelka Ognistej Whiskey wylądowała pod stołem - jak zwykle, potulnie ją podniosła i wyrzuciła do kosza na śmieci. Pilnowała się na każdym kroku - była grzeczna, ale niezbyt grzeczna, tak by Harry nie zaczął niczego podejrzewać; była też miła, ale niezbyt miła, tak by Ron nie wpadł w jeden ze swoich szałów zazdrości. Im dłużej jednak trwała miła atmosfera, tym bardziej swobodnie zaczynała się czuć - Ron wydawał się być w wyśmienitym humorze, bez przerwy żartował i nawet prawił jej kilka razy komplementy, alkohol zdawał się zupełnie nie uderzać mu do głowy. Hermiona niemal odetchnęła z ulgą, widząc swojego męża w tak świetnym nastroju - przez myśl jej nawet przeszło, że być może to początek wielkich zmian.

Nie powinna tak myśleć - było to naiwne i Hermiona doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Odkąd Ginny umarła, stosunki między Harrym a Ronem znacznie się oziębiły(nie mówiąc już o tych między Harrym, a resztą Weasley'ów) i brunet nie bywał u nich niemal wcale, a już szczególnie nie wtedy, gdy wiedział, że zastanie w mieszkaniu Rona. Hermiona nie mogła go za to winić - Ron potrafił być okrutny i już kilka razy powiedział mężczyźnie kilka przykrych, niepotrzebnych słów.

Tymczasem, jej mąż zachowywał się jak zupełnie inny człowiek - traktując Harry'ego dokładnie tak, jak za czasów szkolnych. W pomieszczeniu unosił się zapach Ognistej Whiskey, zmieszany z dźwiękiem ich śmiechów i czarem szkolnych wspomnień. Hermiona niemal czuła magię wiszącą w powietrzu, zapach murów Hogwartu; słyszała tupot stóp uczniów i świst zaklęć. Nie, tylko nie zaklęcia - jej wspomnienia momentalnie zastąpiły krzyki, płacz i lament. 

Zadrżała.

– Mógłbyś przestać obmacywać moją żonę pod stołem, kiedy ja jestem obok? – zimny jak sztylet głos Rona przeszył powietrze. 

Ciało Hermiony zesztywniało. Harry parsknął śmiechem. Powoli, brunetka odwróciła zszokowany wzrok w kierunku swojego męża. Ron był purpurowy na twarzy, w dłoniach mocno ściskając szklankę z alkoholem. Jego kostki zbielały i Hermiona wiedziała, że wieczór właśnie się skończył.
Śmiech Harry'ego zawisł w powietrzu. Ron nadal uporczywie wpatrywał się w jego sylwetkę, jakby chciał zmiażdżyć go wzrokiem. Hermiona nie miała odwagi poruszyć się choćby o milimetr.

– Na Merlina! – Harry przełknął ślinę, momentalnie blednąc. – Oszalałeś, Ron?

– Przychodzisz do mojego domu, pijesz mój alkohol, jesz moje jedzenie, obmacujesz moją żonę w mojej obecności i jeszcze masz czelność powiedzieć, że oszalałem?

Hermiona zadrżała, ponownie. Musi coś zrobić. Na Merlina, jeśli Harry zaraz nie wyjdzie, rozegra się poważna bójka.

– Ron-.

– Zamknij się! Idź do kuchni!

Hermiona wstała szybko, mocno uderzając w stół. Butelka Ognistej przewróciła się i potoczyła w dół, z hukiem rozbijając się na śnieżnobiałym dywanie, zmieniając jego kolor na ciemnopomarańczowy.

– Ty pieprzona łamago... Nawet wstać nie potrafisz dobrze
.
Hermiona, kątem oka obserwowała jak Harry wstaje ze swojego miejsca, z hukiem odkładając szklankę na stół. Zadrżała. Nie, nie, nie...

– Jak ty do niej mówisz?! – wrzasnął brunet.

Ron nie odpowiedział, wbijając w swojego niegdyś przyjaciela mordercze spojrzenie. Hermiona nie mogła się poruszyć, stojąc tam, jak oniemiała. Jej nogi wrosły w ziemię, zapuszczając korzenie głęboko w zaplamionym dywanie.

– Tak, jak mi się podoba – odpowiedział spokojnie mężczyzna. – To chyba moja żona, prawda?

Harry nie odpowiedział, stojąc jak oniemiały. Jego wzrok przemieszczał się to na przerażoną Hermionę, to na Rona. W jego głowie toczyła się gonitwa myśli, z której nic nie rozumiał - co się tutaj działo i dlaczego Hermiona - ta waleczna i zawsze silna kobieta - nagle stała się taka... taka przerażona?

– Ron, co ty jej robisz?

– N-nic, Harry! – wykrzyknęła Hermiona, nim zdążyła się powstrzymać. Jej słowa same wypływają z ust, pełne usprawiedliwień, a ona sama nie jest nawet w stanie zakodować ich znaczenia i nawet nie zdaje sobie sprawy, kiedy Ron podszedł do niej bez słowa, kładąc jej dłoń na ramieniu. Gdy tylko jej dotknął, Hermiona zesztywniała, milknąc.

– Dosyć. Nie musimy się z niczego tłumaczyć temu mordercy.

Twarz Harry'ego spowił szok. W jego oczach, Hermiona widziała rozpacz i ból, tak głęboki, że niemal była go w stanie fizycznie poczuć. Chciała zaprzeczyć - powiedzieć coś, co sprawiłoby, że ból w oczach mężczyzny by zniknął, a na jego ustach pojawiłby się znów ten uśmiech, który widziała dzisiejszego ranka. Przerażenie jednak sprawiło, że słowa więdły w jej gardle. W oczach Harry'ego nie widziała jednak żalu i właśnie to, to sprawiło, że w sercu poczuła wściekłość na swojego męża.
Harry ukłonił się nisko, na jego usta wstąpił ironiczny uśmiech: – Pozwól zatem, że morderca opuści już twój dom. 

Ron przesunął się, robiąc Harry'emu przejście. Brunet bez słowa przeszedł obok niego, nawet nie patrząc na Hermionę. Gdy Harry zniknął na korytarzu, na swoim nadgarstku poczuła mocny uścisk palców Rona. Syknęła.

– Ron, to boli – szepnęła cicho, próbując się wyrwać.

– Posprzątaj ten bajzel – warknął. – Dopilnuję, żeby już tu nie wrócił.

Kiedy wyszedł, do jej oczy napłynęły łzy złości. Nie mogła zrozumieć, jak tak wspaniały wieczór mógł tak szybko przerodzić się w katastrofę. Była na siebie zła, za swoje zachowanie, ale przede wszystkim była zła na męża, że mógł powiedzieć coś tak okrutnego ich przyjacielowi. Dłonie Hermiony drżały, gdy zbierała puste szklanki ze stołu i wynosiła półmiski. Kilka razy miała wrażenie, że zaraz wszystko stłucze i jeszcze bardziej rozzłości tym swojego męża.

Minęło dwadzieścia minut, nim Ron wrócił do domu. Hermiona liczyła każdą sekundę, wypatrując go z drżeniem serca. Wiedziała, że to, jak ten wieczór się skończy zależało tylko i wyłącznie od tego, w jakim humorze jej mąż wejdzie do domu. Kiedy usłyszała trzask drzwi, a potem jego szybkie, ciężkie kroki akurat wycierała stolik miękką szmatką. 

Gdy tylko ją dopadł, jego dłoń boleśnie zacisnęła się na jej ramieniu, szybko obracając ją w swoim kierunku. Bolesny policzek poczuła zaraz potem.

– Nigdy nie podważaj mojego autorytetu przy gościach! – wrzasnął.

Hermiona nie poruszyła się, jej głowa pozostała nienaturalnie wygięta w prawą stronę, włosy zasłaniały zaczerwieniony policzek. W ustach czuła smak krwi.

– Rozumiesz?! – potrząsnął nią, mocno trzymając za ramiona.

Kiwnęła głową. To mu jednak nie wystarczyło. Jego palce mocno zacisnęły się wokół jej długich loków, okręcając je podwójnie wokół dłoni. Pociągnął za nie mocno, zmuszając by na niego spojrzała.

– Umiesz mówić, ty mała dziwko?

W jego oczach widziała szał. To już nie był jej mąż, to nie był mężczyzna, którego kochała. Przed Hermioną stał tyran, który nie zawaha się użyć przeciwko niej żadnego rodzaju przemocy. 
 
– Przepraszam – szepnęła.

Kolejne pociągnięcie i w jej oczach pojawiły się łzy. Jego dłoń powędrowała do jej szczęki, mocno ją ściskając. Bolało. 

– Ron, proszę, to boli.

Mężczyzna parsknął śmiechem.

– Mnie też boli. Kiedy zachowujesz się jak taka mała dziwka, wiesz? – warknął, wymierzając jej kolejny policzek. – Robisz ze mnie idiotę przed wszystkimi wokół. Jak ja wyglądam w oczach ludzi, kiedy moja żona jest małą kurwą!

Z jej oczu pociekły łzy. Z ust wyrwał się szloch. 

– Przecież nic nie zrobiłam – szepnęła, broniąc się.

– Nie? – jego głos przybrał ironiczny ton. – A kto pieprzy się z Potterem, kiedy mnie nie ma w domu?

– Ron-.

Kolejny policzek.

– Zamknij się! – odepchnął ją. Mocno. Upadła na szklany stolik, rozbijając go w drobny mak. Głową z impetem uderzyła w podłogę. Na dwie, trzy sekundy zrobiło się ciemno. W uszach słyszała szum, kiedy rozglądała się wokół. Ron stał nad nią z ironicznym uśmiechem, pijąc whiskey. Musiała stracić przytomność na znacznie dłużej, niż myślała. Podniosła się na łokciach, dłonią dotknęła tyłu głowy, wyczuwając we włosach lepką maź. Krew.

Ron ukucnął naprzeciw niej, w dłoniach trzymając szklankę z trunkiem. Obserwował ją przez chwilę, po czym jego dłoń powędrowała do twarzy kobiety, odgarniając z niej kosmyk włosów.

– Mam martwą siostrę i żonę kurwę – powiedział cicho. – Co ja Ci takiego zrobiłem?

Hermiona wstała, powoli. W głowie nadal jej szumiało i z trudem udało jej się zachować równowagę. Utykając, powoli ruszyła do kuchni, ignorując słowa swojego męża. Jeśli nic nie odpowie, da jej spokój - myślała.

Zdążyła zrobić zaledwie parę kroków, nim szklanka ze świstem przeleciała jej koło ucha i rozbiła się, uderzając w ścianę na przeciwko. Kilka odłamków wbiło się w jej uda i łydki.

– Nie ignoruj mnie, ty mała dziwko! Zabraniam ci mnie ignorować!

Hermiona odwróciła się, płacząc. Jej ciało drżało, kiedy Ron dopadł do niej, tym razem uderzając jej policzek pięścią. Metaliczny smak krwi natychmiast wypełnił jej usta, gdy siła uderzenia odrzuciła jej głowę do tyłu. 

Dyszał wściekle. Jego pięści drżały gotowe do wymierzenia kolejnego ciosu, wiedziała jednak, że nie zrobi tego od razu. Za każdym razem dawał jej czas na oswojenie się z uderzeniem, jakby chciał mieć pewność, że dokładnie każdy zapamięta. 

Hermiona podniosła wzrok. Łzy błyszczały w jej oczach, kiedy z jej ust wyrwał się szept: – Nie ważne co powiem i tak będziesz mnie bił.

Nie zdążyła nawet pożałować swoich słów.


-X-


Obudziła się w łazience, leżąc na zimnych płytkach prysznica. Przez kilka godzin to traciła, to odzyskiwała przytomność, próbując jednocześnie opatrzyć swoje obolałe ciało. Rany nie przestawały krwawić i miała wrażenie, że bez przerwy znajduje nowe. Jej różdżka była w pokoju na piętrze, skąd słyszała chrapanie Rona. Nie mogła krzyknąć, wezwać pomocy. Nie chciała obudzić swojego męża. Nie mogła go pod żadnym pozorem obudzić.

Była bezsilna. Łzy już dawno przestały płynąć.

Resztkami sił użyła zaklęcia teleportującego.

-X-


Żabcie,
okazuje się, że pisanie ze złamanym sercem nie jest tak proste, jak w teorii być powinno.
Oddaję czwóreczkę. Mam nadzieję, że długość Was zadowoli.


~ Ef.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz