-->

Rozdział Pierwszy

„Jedyną rzeczą, której Voldemort nie może zrozumieć, jest miłość
Jedyną rzeczą, której Voldemort nie może zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny... Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze."

J. K. Rowling - Harry Potter i Kamień Filozoficzny


3 lata później

Hermiona błagalnym wzrokiem śledziła ruch wskazówek zegara. Każde kolejne tik-tak sprawiało, że na jej całym ciele pojawiały się dreszcze; Zbliżało ją niebłagalnie do tego, co w końcu musiało nastąpić. Bała się. Tak bardzo nie lubiła konfrontacji.

Tik-tak.

Rzucając kolejne spojrzenie na nieustannie kontynuujący swą wędrówkę sekundnik, Hermiona rozejrzała się wokół. Wzrokiem dokładnie przebiegła po szafkach i półkach, wypatrując choćby najmniejszego braku perfekcjonizmu - kiedy go nie znalazła, uśmiechnęła się delikatnie, lekko rozluźniając. Jeszcze raz pobiegła do jadalni, upewniając się, że wszystko jest idealnie. Obchodząc stół dookoła, machinalnie poprawiła jeden z widelczyków, prostując go. Świeże kwiaty bzu, które kupiła tego poranka prezentowały się wspaniale na tle białego obrusu. Ich ślubna zastawa lśniła czystością, nowe kieliszki tylko czekały by napełnić je jego ulubionym trunkiem - białym winem.

Tik-tak.

Sztywnym krokiem, Hermiona ponownie ruszyła do kuchni. Na moment zatrzymała się w korytarzu, czujnym wzrokiem badając swoje odbicie w lustrze - jej niegdyś niesforne loki, teraz delikatnie spływały falami wzdłuż jej ramion; Kolor włosów też się zmienił - wyraźnie pojaśniały, nadając mu złotych refleksów. Szczupłą sylwetkę delikatnie otulał materiał bladoróżowej sukienki, w pasie przewiązany kuchennym fartuszkiem. Hermiona skrzywiła się lekko - nie cierpiała tej sukienki, jednak była to ulubiona kreacja jej męża i w tej sytuacji... Podchodząc bliżej do lustra, Hermiona delikatnie dotknęła opuszkami palców swojego policzka. Robiła wszystko, by opuchlizna zeszła, jednak ślady wczorajszej kłótni przebijały się spod grubej warstwy makijażu - nachalne. Żądne uwagi. 

Tik-tak.

Z głośnym westchnieniem, Hermiona ruszyła do kuchni. Nie mogła teraz pozwolić sobie na chwilę słabości - musiała być przygotowana na każdą ewentualność. Opierając się o blat, małymi łyczkami opróżniła swój kubek herbaty.

Była świadoma tego, że wczorajszy wybuch Rona był tylko i wyłącznie jej winą - nie powinna mu się sprzeciwiać, zwłaszcza w tak błahej sprawie. Ron od zawsze był wybuchowy i zazdrosny, to jej jednak imponowało - czuła, że mu na niej zależy, że jest kochana; Jest jego priorytetem. Z czasem jednak, gdy uczucie to zaczęło wkraczać na nowe tory... Hermiona z pewnością powinna mu wykazać więcej zrozumienia, w końcu był jej mężem i tak bardzo się starał. 

Wczorajszy wieczór przebiegał idealnie - zrobiła na kolację jego ulubione danie, pieczone ziemniaki i pieczeń, zjedli ją w miłej atmosferze, popijali wino, a potem Hermiona przygotowała mu kąpiel... Niepotrzebnie wspomniała o niespodziewanej wizycie Neville'a. Powinna go bardziej przygotować na tę rozmowę, zrobić to delikatniej, nie wyrzucać tego z siebie tak nagle. Faktem, to Ron prosił go, by przyniósł dla Hermiony eliksir płodności ale - na Merlina! - jak mogła być tak nierozważna i wspominać mu o późniejszej herbacie? Nigdy nie chciała mieć przed swoim mężem tajemnic - oczywiście, że nie - z czasem jednak, małżeńskie życie nauczyło ją iż pewne fakty należy przemilczeć, przeczekać aż nadejdzie odpowiedni moment. Wczorajszy wieczór boleśnie jej o tym przypomniał.

Tik-tak.

Trzask zamykanych drzwi sprawił, że podskoczyła, a trzymana w dłoni szklanka z hukiem trafiła do zlewu. Hermiona z ulgą stwierdziła, że nie jest stłuczona - Ron tak strasznie nie lubił, gdy była taka niezdarna. Odkręcając strumień ciepłej wody, dziewczyna wzięła ponownie szklankę do rąk.

– Myszko! – Wesoły okrzyk męża dobiegł ją z korytarza. Biorąc głęboki oddech, Hermiona włożyła na usta uroczy uśmiech. – Mmm, piękne zapachy, czyżbyś próbowała uwieść jednego z naszych przemiłych sąsiadów?

Hermiona zachichotała, z ulgą notując, iż nastrój jej męża uległ wyraźnej poprawie. Jeśli tylko uda się jej tego nie zepsuć, to może być naprawdę miły wieczór. Prawda?

Słysząc coraz donośniejsze kroki, świadczące o tym, że Ron wszedł właśnie do jadalni, Hermiona powoli opłukała szklankę z piany. Zakręcając kran, odstawiła ją na suszarkę i powoli osuszyła dłonie papierowym ręcznikiem. Kiedy była już gotowa, wzięła głęboki oddech i odwróciła się w kierunku męża.

Ron wyglądał dziś nienagannie - po wczorajszym alkoholowym upojeniu nie było już znaku, włosy jak zawsze miał zaczesane lekko do góry, a świeżo wyprasowana koszula leżała na nim idealnie. W ciągu trzech lat, styl jej męża zmieniał się diametralnie - od sportowego po niechlujny, by ostatecznie zostać zastąpiony miejską elegancją(Hermiona do dziś pamięta, jak chcąc iść w ślady Harry'ego, Ron postanowił zapuścić brodę). Stał przed nią dumny i wyprostowany, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Hermiona automatycznie spuściła wzrok, wpatrując się w swoje buty - białe baletki miejscami były już lekko przetarte, jednak odkąd coraz rzadziej wychodziła z domu, przestała się przejmować swoim wyglądem.

– Myszko – zaczął Ron, nagle zmieniając ton na bardzo czuły i pełen troski. – Chciałbym cię przeprosić za wczorajszy wieczór. Byłem pijany, nie powinienem powiedzieć ci tych wszystkich przykrych słów.

I podnieść na mnie ręki – dopowiedziała w myślach.

– Wiesz jaki jestem. Gdybyś tylko mi się nie sprzeciwiła... ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca, wiesz o tym prawda?

Tuż przy swoich stopach, Hermiona zauważyła dwie kolejne. Idealnie wypastowane buty jej męża sprawiały, że jej wytarte baletki wyglądały co najmniej niechlujnie. Jeszcze bardziej spuściła wzrok. Czuła wstyd.

Dłoń Rona czule wsunęła się pod jej podbródek, zmuszając ją by spojrzała mu prosto w twarz: 

– Myszko, przecież wiesz, że nie tego dla nas chciałem. Wczoraj było tak cudownie, a ty –.

– Przepraszam – przerwała mu szeptem, biorąc głęboki oddech. – Wiem, że źle postąpiłam. Nie powinnam była zapraszać Neville'a, kiedy ciebie nie było w domu – urwała, widząc błysk w oku swego męża. Spuściła wzrok.

– To się już więcej nie powtórzy, przysięgam. Już nigdy.

Ron kiwnął głową, co poczuła po ruchu powietrza tuż przy twarzy. Obserwując jego stopy zauważyła, że zrobił jeden krok w tył. Przygotowując się na najgorsze, przymknęła oczy.

– Mam coś dla ciebie, Myszko – powiedział nagle, a Hermiona wstrzymała oddech.

Błagam, tylko nie kwiaty - przemknęło jej przez myśl, przypominając sobie dzisiejszą wyprawę na zakupy. Na Merlina, dlaczego tego nie przemyślała? Przecież to Ron zawsze kupuje jej kwiaty! Gdyby okazało się, że chcę jej to podarować mógłby wpaść w ponury nastrój widząc świeży bukiet.
Hermiona podniosła wzrok, wpatrując się w sylwetkę męża. Sięgając do kieszeni swojej marynarki, Ron wyciągnął z niej podłużne, granatowe pudełeczko. Westchnęła z ulgą. Miała dziś zdecydowanie więcej szczęścia, niż rozumu. Dlaczego jest taka roztargniona?

– Odwróć się – rozkazał, a ona bez chwili zastanowienia wykonała polecenie.

Ron zebrał jej włosy razem, przekładając przez jej prawe ramię. Hermiona usłyszała za sobą ciche pyknięcie, a potem coś błyszczącego przeleciało jej przed oczami. Gdy zimny materiał dotknął jej skóry, na ramionach pojawiła się gęsia skórka. Ron zapiął łańcuszek na jej szyi, delikatnie muskając palcami jej kark po czym ucałował jej miękką skórę. Ułożył dłonie na jej ramionach, zmuszając ją by się odwróciła.

– Wyglądasz wspaniale – zamruczał z zachwytem. – Taka piękna i tylko moja.

Hermiona sięgnęła dłońmi do wiszącego na jej szyi cienkiego łańcuszka. Spuściła wzrok - jej skórę zdobił teraz cienki, złoty sznureczek, na którym zawieszony był czerwony rubin ze złotą literką R wtopioną do środka. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, ponownie przenosząc spojrzenie na swojego męża.

– Jest piękny – powiedziała cicho. – Dziękuję.

Ron uśmiechnął się zadowoleniem, kładąc dłonie na jej biodrach. Jego długie, szczupłe palce wbijały się w jej skórę odrobinę za mocno - nie protestowała jednak. Kiedy jego usta naparły na jej, Hermiona oddała pocałunek, po czym odsunęła męża niepewnie, opierając dłonie na jego torsie.

– R-ron, pieczeń – wydukała, pełna obawy. 

Ron uśmiechnął się jednak nonszalancko i robiąc krok w bok podszedł do stojącej nieopodal kuchenki gazowej - był to jeden z niewielu kaprysów Hermiony, na które przystał. Kobiecie zależało bowiem, by na co dzień przygotowywać potrawy w typowo mugolski sposób, który był jej najlepiej znany. Z drżeniem serca, Hermiona obserwowała jak jej mąż podchodzi do urządzenia, po czym przekręca jeden z kurków, wyłączając piekarnik.

– Teraz nam nie przeszkodzi – oznajmił, łapczywie oblizując wargi.

– Ron, proszę – zdążyła wyszeptać cicho, nim przerwał jej jego gniewny pomruk.

– Przecież jesteś moją żoną – warknął. Hermiona zamilkła.

Kiedy jej mąż brutalnie wpił się w jej usta, nie protestowała, pozwalając by włożył dłoń pod jej sukienkę i mocno ścisnął pośladek. Nie wydała z siebie żadnego sprzeciwu, kiedy zmuszając ją do przesunięcia się, przycisnął ją mocniej do kuchennego blatu , który boleśnie wbił się w jej kość ogonową. Ron zaprzestał pocałunków, klękając przed nią. Hermiona - wyćwiczonym już nawykiem - wstrzymała oddech, gdy obie dłonie mężczyzny powędrowały pod jej sukienkę i szybkim ruchem pozbawiły ją bielizny. Nie zaprotestowała, lecz grzecznie podniosła nogę i postawiła ją obok, na zimnych płytkach, uwalniając się z majtek.

Ron rozpiął swoje spodnie i zsunął lekko bokserki. Hermiona nie zaprotestowała, gdy mąż posadził ją na kuchennym blacie, siłą rozchylił jej nogi i stanął między nimi. Wyćwiczonym już nawykiem oparła dłonie na jego barkach, a twarz ukryła w zagłębieniu obojczyka swego męża. Mocnym pchnięciem, Ron wdarł się do jej wnętrza, jednak Hermiona również nie zaprotestowała. Zacisnęła usta, nie pozwalając bolesnemu stęknięciu wyrwać się z jej gardła. Ron nie czekał na jej znak, zaczynając mechanicznie poruszać biodrami. Wnętrze Hermiony paliło ją, a klamra spodni Rona boleśnie wpijała się w jej udo - posłusznie jednak wydawała z siebie jęk przy każdym pchnięciu.

– Taka ciasna – stęknął Ron, mocno gryząc ją w ramię. Z ust Hermiony wyrwał się syk, który ten uznał za zachętę do głębszych pchnięć. Hermiona stęknęła cicho, czując rozrywający ból. 

Jedno, dwa, trzy pchnięcia później ciało Rona zesztywniało. Jego członek wbił się głębiej do jej wnętrza, a Hermiona mocniej zacisnęła powieki. Nasienie jej męża rozlało się ciepłem w jej wnętrzu.
Głośno dysząc, Ron pozostał w niej przez kolejną minutę, jak przykazała mu uzdrowicielka - Hermiona nie zaprotestowała. Jego dłonie wsunęły się pod jej pośladki, unosząc wyżej jej biodra i Hermiona również nie wyraziła sprzeciwu. 

Minuta. Hermiona odliczała kolejne sekundy, za kompana mając naścienny zegar. Tik-tak, tik-tak.
Potem Ron odsunął się, wsunął dłoń w jej włosy i złożył na jej czole natarczywy pocałunek. Kiedy jego członek wreszcie opuścił jej wnętrze, Hermiona poczuła ulgę. Ron odsunął się, podciągnął swoje bokserki i zapiął spodnie.

– No – oznajmił zadowolony. – Po czymś takim na pewno dasz mi syna.

Hermiona zsunęła się z blatu, sięgnęła po swoje leżące na podłodze majtki i włożyła je z cichym szelestem. Schylając się, by włączyć piekarnik poczuła na pośladku mocne uderzenie.

– Rozchmurz się, Myszko – dobiegł ją zadowolony głos Rona. – Zrobisz mi kąpiel?

Hermiona kiwnęła głową, odwracając się do niego z uśmiechem: – Oczywiście, że tak.

Ron dokładnie przyjrzał się jej twarzy. Jego dłoń bezszelestnie powędrowała do jej spuchniętego policzka, odgarniając z niego niesforny kosmyk włosów. Hermiona nie mogła się powstrzymać, by nie patrzeć mu w oczy, choć tak dobrze wiedziała, jak go to drażni. Kiedy tak w nie spoglądała, a opuszki jego palców delikatnie wędrowały po zaczerwienionej skórze, mogła przyrzec, że widziała w nich żal i smutek.

– Naucz się nakładać więcej makijażu – powiedział tylko. – Nie chcę patrzeć na dowody tego, jak mnie rozgniewałaś.

-X-

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz